Geoblog.pl    Dzasidala    Podróże    Uganda    Tamta strona księżyca
Zwiń mapę
2010
23
sie

Tamta strona księżyca

 
Polska
Polska, Uganda
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 


Moma ma dwadzieścia siedem lat, skórę czarną jak noc (czyli jak większość Ugandczyków), piękne oczy, a na sobie strój tak nieprawdopodobnie kolorowy, że to aż razi w tej sterylnej bieli szpitala. Ale tylko tu. Już kilka kroków poza terenem ośrodka wszystko wydaje się na miejscu. Kolorowy świat Afryki jest fascynujący – zieleń roślinności, błękit nieba, biel ciągłych uśmiechów mieszkańców wsi. Najpiękniejsze miejsce na ziemi… Momę poznaję dzięki jej jedenastoletniemu synowi - Maalowi.
Maal jest małym, ruchliwym chłopcem o niezwykle uważnym, głębokim spojrzeniu. Różni się od innych dzieci nie tylko widocznym kalectwem.
Jest małomówny. Jest poważny. Wprowadza swoją obecnością jakiś niepokój. W przeciwieństwie do matki.
Moma wciąż się śmieje – głośno, z całego serca. Całym gardłem. I bardzo trudno jej się skupić dłużej na jednym temacie rozmowy. Może to zależy od przedmiotu rozmowy? Mówi dużo, pełnymi zdaniami, prawie krzyczy. Jest przemiła. Tak – to odpowiednie słowo – duża, ciepła w obejściu kobieta. Cierpliwie odpowiada na pytania. O rodzaje owoców, które jemy i potrawy które sama przyrządza, opowiada o porach roku, kłopotach z wodą, o mieszkańcach wsi…chociaż sama mieszka raczej na jej uboczu.
- Ojciec Maala? Nie wiem. Pewnie został w wojsku…
I tu rozmowa przestaje się kleić. Moma pochmurnieje. „Spotkała” ojca Maala dawno.
- To cud, że pozwolił mi niedługo po urodzeniu chłopca wrócić do wsi. Inaczej już bym pewnie nie żyła.
Ale wrócić zupełnie się nie udało. Swobodne podejście Ugandczyków do seksualności nie przekłada się na otwarte ramiona dla powracających w rodzinne strony kochanek żołnierzy z bękartami. Nawet gdy to nie był ich wybór.
- Wtedy nienawidziłam Maala – prawie każde zdanie Moma łagodzi tym swoim zaraźliwym śmiechem -Naprawdę. Przypominał mi to co najgorsze – poniewierkę, głód, bicie, niechciany poród.
Ale w Afryce – wbrew pozorom – opinia jest bardzo ważna. Nie do pomyślenia było porzucenie dzieciaka. Chociaż Moma mała na to ogromną ochotę. Już lepiej byłoby go gdzieś utopić – jak kociaka – i zacząć życie od nowa. Ale na to nie mogła się jakoś zdobyć.
Moma zabezpieczyła się więc przed kolejną ciążą - tak jak wiele z jej rówieśnic – nosi sznurek owinięty wokół bioder.
Widać pomaga, bo Maal jest jedynakiem. Ale – jak dodaje Moma – odkąd jest ten ośrodek w pobliżu – to coś tam jeszcze jej dali. Żeby nie musiała mieć dzieci jak nie chce. A ona nie chce.
Swoją drogą – wizja ewentualnego powrotu ojca Maala skutecznie odstrasza potencjalnych kandydatów na partnerów Momy. Cóż.
A potem pyta czy widziałam już tutejsze goryle. Ona strasznie chciałaby kiedyś je zobaczyć. Wie, że to ciekawe, bo głównie o to pytają turyści zapędzający się w te strony. I robią sobie z nią zdjęcia. Zapytana czy jest jakiś szczególny powód, że akurat te goryle Moma śmieje się i mówi, że nie. Tak naprawdę nie widzi nic szczególnego w tutejszych zwierzętach – jedne można jeść i te są cenniejsze. Ale goryle są trochę jak ludzie i kiedyś jeden biały jej opowiadał, że na tej wycieczce spotkali całą gorylą rodzinę. I matka dzieciom wpychała do ust jakieś listki, a ojciec w tym czasie pilnował terenu. Żeby oni byli bezpieczni. I Moma strasznie chce to zobaczyć. Taką rodzinę.


Goryle Górskie to ewenement. Ponad połowa światowej populacji na terenie tutejszego Parku narodowego Bwindi. Goryle trzeba tu obejrzeć, bo między innymi po to przyjeżdża się do Ugandy.
Przedsięwzięcie niełatwe, bo Górskie Goryle są bardzo chronione. Żeby się z nimi spotkać trzeba przejść kwarantannę, poddać się oględzinom wykluczającym infekcje i zakwalifikować się do grupy potencjalnych oglądaczy. Nie większej niż sześć osób.
Z gorylami trzeba ostrożnie – na ich widok nie wrzeszczeć, nie machać rękami, nie biec na spotkanie, nie rzucać w nie bananami, kamieniami innymi takimi. Zachowywać wtedy jak goryl niż jak człowiek, żeby zwierząt nie stresować.
O predyspozycjach lub ich braku do spotkania z tymi cudownymi zwierzętami decyduje strażnik – przewodnik. I tylko on. Za to taką sześcioosobową grupę wybrańców prowadzi i przewodnik i trzech żołnierzy.
Goryle w Ugandzie są w cenie.


- Odrąbano mu maczetą – odpowiada Moma na moje pytanie, co się stało z ręką Maala, której nie ma - Stąd jego pobyt w ośrodku.
A potem mówi długo i głośno o tym, że to żaden problem. Że wielu kolegów jej syna jest mocniej okaleczonych, że Maal dzięki rehabilitacji jest absolutnie samowystarczalny, a dzięki jakieś tam fundacji ma dostać protezę. A już teraz – pomimo kalectwa – wyręcza ją – Momę – w większości obowiązków domowych. Dobrze, że ten szpital jest tuż obok.
- Nie jest tu z powodu braku ręki – mówi szpitalna opiekunka Maala – są tu z powodu kłopotów z psychiką. On i ona. Zwłaszcza o chłopaka walczymy. Jest taki młody. Warto się postarać.
Nie zauważyłam kłopotów psychicznych u tych dwojga. Godzinami rozmawiam z matką Maala o afrykańskim życiu codziennym, chodzę z nią kilometrami po wodę i wywołuję salwy śmiechu usiłując naśladować Momę w noszeniu różności na głowie. Moma opowiada mi o wszystkim – o ich wierzeniach, zwyczajach, życiu codziennym, o sąsiadach i dzieciach sąsiadów, miłostkach i konfliktach. Niezła z niej nomen omen plotkara. Jeden temat omija – Maala.
Maal ze mną w ogóle nie rozmawia. To mnie jednak nie dziwi – jestem biała, obca, starsza – nie z jego świata. Poza tym chłopak zachowuje się chyba normalnie. Nie śmieje się jak matka to fakt. Ale jak się jest kaleką to można być trochę innym…Wczoraj graliśmy w piłkę nożną i było 7:6. Oczywiście dla niego. Walka była strasznie zacięta i mały walczył jak o swoje życie. No, ale w tym wieku to chyba nic dziwnego.


Korzystając z jednej ze szpitalnych przerw w kontakcie z Momą ruszam na te goryle.
To fascynujące. Kilkugodzinna przedzieranka przez las tropikalny, w strugach deszczu, czołganie się w rozmiękłym błocie, przekopywanie się przez zielone, obślizgłe tunele i wywalanie oczu na połamane gałązki w nadziei, że połamał je przechodzący tędy przed chwilą goryl. Oraz analizowanie wszelkiego rodzaju odchodów w nadziei, że to goryla pogoniła potrzeba. A także wyklepywanie wygniecionej trawy w nadziei, że to goryl posadził na niej swój ogromny zad... Goryla ani śladu. Co za szkoda.
Ale pod koniec dnia przychodzi mi do głowy pewien pomysł.


- Dobra Moma – ja Cię zapiszę na tę wycieczkę do goryli, a Ty mi opowiesz o swoim synu.
Układ zawarty.
Opowieść już mam.
Ojciec Maala przyszedł jednak po niego i zabrał go ze sobą. Jak przedtem – nie pytał Momy o zdanie, a mieszkańcy wsi to dla niej żadna ochrona. Tak naprawdę to ona żyje dzięki temu ojcu. Nie dzięki rodzinie czy społeczności wśród której mieszka. No to wziął Maala ze sobą. Nie rozpaczała. Pomyślała sobie, że … wreszcie. Że wreszcie nie będzie musiała na niego co dzień patrzeć i może życie jej wreszcie wróci do normy. Teoretycznie życie afrykańskiej kobiety opiera się na mężczyźnie. Jakimś. I stadku własnych, kochanych dzieci. No to chciała złapać tę szansę. Zdjęła sznurek z bioder i zaczęła życie od nowa.
Gdzieś tak tydzień po zabraniu Maala - zaczęła go kochać.
- Nie mogłam spać. Nie mogłam przestać o nim myśleć. Wielki Duch śnił mi się w nocy i pokazywał w dzień i szarpał mi żołądek.
Mijały tygodnie i było coraz gorzej. Wreszcie poszła po pomoc do swoich. Kilka razy smarowali ją kogucią krwią. Tańczyła i śpiewała. Mdlała i wracała do żywych. Piła i wymiotowała prosto w krąg. I żołądek wrócił na swoje miejsce. Ale na głowę jej nie pomogli. W głowie wciąż miała Maala. I te jego straszne krzyki.
- On tak krzyczał i krzyczał mówię ci. Zaczynał wieczorem i nie przestawał do rana.
Na te krzyki krew nie pomagała. Ani taniec. Ani nic. No i trafiła do białego szpitala. A potem wrócił Maal.
- I od tej pory jest dobrze. To mój synek - Moma znowu się śmieje w głos – koniec opowieści. Teraz czas na goryle


Polowanie na goryle w towarzystwie Momy to zupełnie nieprawdopodobne przeżycie. Gdyby wiedziała ile zachodu kosztowało mnie załatwienie jej tego miejsca – sama by zrezygnowała. Z litości nade mną.
Biurokracja tutaj jest okropna, łapówki rzeczywiście załatwiają wszystko, a ich podejście do współobywatelek napawa zgrozą. Ale nic to. Udało się.
Wiec jesteśmy my – obcokrajowcy, napuszeni, świetnie przygotowani, obładowani kamerami i innym sprzętem oraz Ona – w swoich krzykliwie kolorowych sukniach i z dzbankiem wody na głowie. No zgroza no.
Po kolejnych trzech godzinach błądzenia, szukania, tarzania się w błocie – są! Zapominam o Momie. Przysługuje nam jedynie godzina na podglądanie stada, którego z takim poświeceniem szukaliśmy. Godzina! W ciągu tej godziny nie ma szans się poznać ani sobą nacieszyć. Grupa ludzi w odpowiedniej odległości robi swoje zdjęcia i filmy, grupa goryli spokojnie zajmuje się swoimi sprawami – gorylice iskaniem, goryl przewodnik, wielki jak skała, leżeniem i popatrywaniem na ludzi, pomrukiwaniem i przewalaniem się z boku na bok, gorylątka bieganiem po drzewach i pociesznym podskakiwaniem prowokującym matki do zabawy. Ot sielanka. Rzeczywiście zachowanie goryli zdradza ich pewność, że silniejszych od nich nie ma. I że są tu najważniejsze.
Moma też ma swoją godzinę. Może do woli oglądać ogromną jedenastogorylową rodzinę, w której wszyscy są zdrowi, szczęśliwi i cieszą się każdą chwilą. Trudno ją oderwać od tego widoku.
Co ciekawe na nią goryle nie zwracają uwagi w ogóle. Na nas owszem. Zwłaszcza ten samiec. Ale czujność przewodnika i żołnierzy zniechęca go do bliższego kontaktu.
Godzina mija jak z bicza.


- Moma przebywa pod stałą opieką naszego psychiatry i bez leków już nie da sobie rady - odpowiada na moje pytanie jeden z białych lekarzy – a poza tym jest zarażona. Nie szukałbym tutaj happy endu. Ale teraz jest szczęśliwa. Ma syna, ma nas, ma względnie spokojne życie.
O psychice Maala trudno mówić. Jest lepiej. Terapia działa. Tu jest dużo takich dzieci więc to zajęcia grupowe. Historia chłopaka nie jest kolorowa jak suknie jego matki. Moma mi nie opowiedziała? No tak – im właściwie też niewiele powiedziała. Więcej wiedzą od samego chłopaka. Maal chętnie poszedł z ojcem, bo nie był za bardzo akceptowany we wsi. I przez matkę też nie. Pewnie liczył – jak to dziecko – na ojcowską miłość i opiekę. Ale niedługo potem wrócił. Może bez ręki nie był taki wartościowy? A może tego ojca, który zmajstrował Maala siłą, a potem zabrał jak psie szczenię – sumienie ruszyło?
Tak czy inaczej - wrócił. To, że nie miał ręki – było najmniejszym kłopotem lekarzy. Rana była paskudna, i trzeba było ciąć jeszcze wyżej niż początkowo się wydawało – ale to bez znaczenia. Szybko się okazało, że przy odpowiedniej protezie chłopak będzie funkcjonował normalnie. Przy tak dobrej sprawności fizycznej to żaden problem.
Natomiast twardy orzech dla białych lekarzy stanowi psychika malca. W Europie takie przypadki to ewenement.
Ma na koncie wiele morderstw, w tym porąbanie żywcem jednej z ofiar. Tak, tak – Maal. Rękę stracił w walce wręcz. Nie z wrogiem. Z kolegą „z grupy”. Starsi takie zawody urządzili. Jak walki kogutów czy psów. Ale to Maal wygrał tę walkę, bo stracił tylko rękę. Tamten chłopak – oczy.
Ot – cała historia w skrócie.
Kilka miesięcy życia dzieciaka – kilkanaście lat pracy dla szpitala. Nie wiadomo czy owocnej.
Absurd sytuacji polega na tym, że po powrocie chłopaka z wojny matka nagle zmieniła swój stosunek do niego. Na dłuższą metę to dobrze, ale jemu ciężko wytłumaczyć, że ta zmiana nastąpiła nie dlatego że on WALCZYŁ, ale dlatego że zniknął z jej życia. Taki trochę pech.
I jeszcze ten jej HIV. Jeśli ona umrze – całą terapię Maala diabli wezmą.
Moja mina nie śmieszy lekarza
- Myślisz, że to jednostkowy przypadek? Mamy tu takich na pęczki. Ale nie da się popaść w rutynę. I się do tego przyzwyczaić.
A potem jeszcze dodaje, że – wbrew pozorom – Maal jest do uratowania. Ze względu na wiek właśnie.

Moma cieszy się tymi gorylami tak jak dziecko. Że widziała. To takie marzenie jej było od dawna. Na moje pytanie dlaczego nie wzięła ze sobą syna odpowiada
– Coś ty! On jest na to za mały.
Ale przed nim jeszcze całe życie. Zobaczy i goryle, i co tylko będzie chciał.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Dzasidala
dagmara babiarz
zwiedziła 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 7 wpisów7 7 komentarzy7 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
23.08.2010 - 23.08.2010
 
 
18.12.2007 - 18.12.2007
 
 
18.12.2007 - 18.12.2007