Wieloryb w totemie
Nie odziedziczyliśmy Ziemi po naszych przodkach, lecz wypożyczylismy ją od naszych dzieci
Wódz Washakie
Na Neah Bay trafiłam dlatego, że wydawało mi się, iż o Indianach wiem już dość. Natychmiast przewrotny los rzucił mnie w odmęty Waszyngtonu, by wyśmiać moją arogancję. Karę spotkałam na cmentarzu. Mnie tu zwabiła egzotyka totemów nagrobnych, ją – tęsknota za mężem... I Kara i jej mąż to plemię Makah. Indianie z plemienia Makah, zaliczani do kręgu kultur Północno-Zachodniego Wybrzeża Pacyfiku zamieszkują Rezerwat Indiański Neah Bay znajdujący się w stanie Waszyngton na półwyspie Olimpic. Rezerwat zamieszkuje blisko połowa z 2000 żyjących dziś Makahów. Ziemie należące do nich to najbardziej wysunięty na północny zachód skrawek Stanów Zjednoczonych i wbrew pozorom nie jest łatwo tu się dostać. Centralnym punktem półwyspu jest miasteczko Neah Bay, gdzie prawie 80 % mieszkańców to Indianie Wybrzeża.
Kara nie zaprasza mnie do siebie. Nie zaprzyjaźniamy się i nie spędzamy razem więcej niż to jedno, cmentarne popołudnie, przy grobie ozdobionym według ich tradycji tak kolorowo i jarmarcznie, że bolą oczy.
-Jestem już stara – mówi skrzeczącym, chropowatym głosem – i czekam tylko dnia odpoczynku. Bo moje życie już od dawna nie jest piękne, już od dawna nie służy niczemu. A życie powinno czemuś służyć.
...
Przed przybyciem tu białego człowieka Makahowie żyli w zgodzie ze sobą i naturą. Indianie tego rejonu różnili się od swoich pobratymców z Wielkich Równin zasadniczą rzeczą. Oni nie koczwali, oni latami żyli w jednym miejscu gdyż wody i wybrzeże oceanu szczedrze obdarowywały Czerwonoskórych. Dzięki połowom, polowaniom i zbieractwu ludność tutejsza nie martwiła się o jedzenie, ubranie i ozdoby. Mahakowie łowili dorsze, flądry, pięć gatunków łososia, halibuty, śledzie, stynki i olacheny (tak tłuste, że wystarczyło wprowadzić w nie knoty, by służyły jako świece). Polowali na wydry morskie, foki, lwy morskie, morświny. Poza tym zbierali małże i mięczaki, łowili ptactwo wodne, a z gniazd wybierali jajka. Dalej od brzegu polowali na jelenie, łosie, kozły górskie, niedźwiedzie i drobniejsze ssaki. Niedobór pokarmu roślinnego równoważyli zbierając wodorosty.
Najważniejsze jednak było polowanie na wieloryby
-Tym czym dla Dakotów były bizony tym dla nas były wieloryby – skrzypi głos Kary – Tym czym dla nich była preria tym dla nas był Ocean, u nich były konie - u nas - łodzie.
Polowanie na wieloryby to był cały ceremoniał przed którym mężczyźni pościli (także seksualnie) po to, by móc później wytrwać bez snu nawet do dziesięciu dni. Każdy polujący ofiarując odpowiednią, przekazywaną z dziada na syna pieśń - modlitwę zdobywał przychylność ducha wspomagającego zwanego tumanos. Indianie wierzyli, że po śmierci wieloryba jego dusza przyjmuje ludzką postać, stąd gdy już go upolowano, odbywało się czterodniowe święto pozwalające tej duszy odejść. Święto z podtrzymywaniem ognia, tańcami i śpiewem
Rząd USA zakazał łowienia wali szarych w 1937 roku, aby ratować zagrożony gatunek. Po latach protestów i argumentacji wodzów plemienia, że połowy integrują społeczność Makah w 1997 roku Indianie uzyskali prawo do odłowu pięciu wielorybów rocznie. Ekolodzy jednak nadal szaleją i starają się uniemożliwić Indianom i te połowy wskazując na możliwość wyginięcia gatunku.
Kara nieżyczliwie przygląda się moim spontanicznym reakcjom na jej opowieść
- Fascynujecie się przede wszystkim tym, że nasi przodkowie chodzili w lecie nago, w nosy wbijali sobie ozdoby z kości i ości, a kobiety zaplatały włosy w warkocze. Tak jakby to było najważniejsze. Nie umiecie słuchać, nie umiecie patrzeć- spluwa z dezaprobatą pod moje nogi. Ale opowiada.
Mając żywności pod dostatkiem Indianie Wybrzeża nie musieli przemieszczać się w poszukiwaniu pożywienia, więc o wiele więcej czasu poświęcali podnoszeniu życia materialnego i duchowego. Posiadali rozwiniętą technikę obróbki drewna, budowali najtrwalsze domy ze wszystkich plemion amerykańskich, wykonywali również drewniane łodzie – dłubanki z pni drzew, byli doskonałymi rzeźbiarzami i rysownikami tworzącymi w drewnie i na tkaninach (wełna dzikich kóz). Potrafili też zbierać, przetapiać, kształtować i kuć miedź, którą wydobywali w postaci samorodków z płytkich wykopów lub wprost z powierzchni ziemi. Byli społecznością bogatą, cywilizacyjnie dobrze rozwiniętą, wysublimowaną pod względem artystycznym, podlegającą własnej religii.
-Dziś niewiele nam pozostało – żyjemy z turystyki, która zwłaszcza w lecie - kwitnie, dzierżawimy łowiska łososi –jakoś dajemy sobie radę. Chociaż okres indiańskiej świetności dawno już za nami ...
Na przełomie wieków kiedy przybył tu biały człowiek Indianie zaczęli wymierać. Zabijała ich cywilizacja ze swoimi chorobami, filozofią i arogancją.
Poproszona, Kara uczy mnie kilku słów w języku zwanym Qwiqwidicciat: mężczyzna łaxuk, kobieta xadak, woda cha’ak i słońce duka. Mam dość, ale zdaje się, że trochę ja udobruchałam swoim staraniem. Cóż z tego, kiedy następnym pytaniem o słynny Indiański Taniec Słońca wywołuje znów strumień gwałtownych obelg, co do mojej wiedzy. Indianie Wybrzeży nie mają takiego tańca.Oni mają Taniec Wilka. Ale Kara nie będzie o tym mówić. To nieważne.(???) Najważniejszym obrzędem obok tych związanych z wielorybami był potlath. Polegał na zaproszeniu przez reprezentanta plemienia gości z innego plemienia i obdarowywanie ich tym co miał najlepszego. Dzięki temu wzrastał status społeczny gospodarza. Przybysze aby bronić się przed poniżeniem jakiego doświadczali wskutek takiej hojności ofiarowywali niegorsze przyniesione przez siebie dary. W dawnych czasach dla tutejszej ludności był to ważny ceremoniał wymiany produktów, a także ewentualnego wspomożenia tych, z którymi wskutek jakiejś klęski było krucho.
- Oczywiście rząd USA zakazał tego obrzędu na przełomie wieków. Tak jak zakazał skalpowania czy naszych ceremonii wchodzenia w dorosłość, tak po prostu jest najłatwiej
Najważniejsze jednak obrzędy, te związane z wielorybami odbywały się w tajemnej świątyni, kryjącej posągi istot nadprzyrodzonych i czaszki przodków. -Nawet jeśli gdzieś nadal istnieje taka świątynia – krzywi się Kara – nie sądze by jakikolwiek Biały ją zobaczył. Zobaczyliście już dość
Chciałabym obejrzeć miejscowość Neah Bay i okolice, ale Kara nie zgadza się być moim przewodnikiem. Jest zmęczona turystami. Ona zostanie tu, przy swoim mężu, porozmawia z nim, odpocznie. Na koniec jednak radzi mi na co zwrócić uwagę. Na długi dom - budowlę charakterystyczną dla czerwonoskórych tego regionu. Dochodzące do 100 metrów długości, miały zwykle dwa wejścia i mieściły kilka spokrewnionych ze sobą rodzin. -Długi dom zachwyci cię bogato zdobionym płaskorzeźbami wejściem oraz totemem stojącym niemal w progu.
Własny totem miała i ma każda rodzina, a było nim uważane za przodka tejże zwierzę, roślina lub przedmiot.
- Każdy totem jest inny - Kara wskazuje na te, ozdabiające cmentarne groby - ma swoją symbolikę, historię legendę. Opiekuje się swoją rodziną i jest z nią ściśle związany. Tylko my – lud osiadły rzeźbiliśmy totemy na wysokich, drewnianych słupach. Koczownicy tego nie praktykowali
...
Jadę więc sama obejrzeć i port Neah Bay, totemy, długie domy. Jest muzeum, jest centrum turystyczne, jest sporo tubylców. Jednak pomimo mojego szerokiego, głupawego uśmiechu którym staram się zjednać sobie mieszkańców, jakoś słabo mi to wychodzi. Jest jakaś rezerwa wśród tych ciemnowłosych ludzi, którą trudno mi tłumaczyć tylko historią. Na szczęście w centrum turystycznym pracuje Alan.
Alan też jest Makahem, ale nie warczy na mnie jak przedtem Kara i nie patrzy wilkiem jak jego współplemieńcy. Daje się nawet namówić na kawę i chętnie opowiada o swoim plemieniu. To on wyjaśnia mi, że Makahowie od lat spotykają się z ostracyzmem społecznym spowodowanym polowaniem na walenie szare. Historia ciągnie się już wieki. Zaczęła się w 1855 roku kiedy to Isaac Stevens będąc przedstawicielem rządu Stanów Zjednoczonych zawarł układ z Makahami, na podstawie którego zrzekli się oni praw do ziem na rzecz USA w zamian za gwarancję połowu na wieloryby. To jedyny układ USA z tubylcami zawierający taką klauzulę. Układ z Makah, zatwierdzony przez Kongres USA w r. 1855, stał się prawem państwowym według Konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki i jest podtrzymany przez sądy federalne i Sąd Najwyższy USA.
Później z powodu wytrzebienia gatunku, polowania zostały zakazane, ale gdy tylko pogłowie wzrosło Makahowie wystąpili o przywrócenie im prawa do kultywowania tradycji.
- Teraz możemy polować, ale według bardzo wyraźnie ustanowionych zasad, które określają ilość, wiek i rodzaj waleni. ( tylko pięć rocznie, tylko wędrownych, tylko dorosłych, bezdzietnych i tylko szarych). Nie możemy handlować mięsem. Z każdego polowania wymagane jest dokładne sprawozdanie. Polowanie może odbywać się tylko w przygotowanych, zorganizowanych, fachowych grupach. Jest bardzo dokładnie określone jak mogą być spożytkowane które części walenia, mięso, kości, ości, skóra. Mało tego, do mojego domu może wejść komisja i sprawdzić co robię z mięsem takiego zwierzęcia. Gdzie ono jest i czy przypadkiem go nie sprzedałem. Określone jest jak i czym można polować, jakiej długości mają być łodzie, jakie ich wyposażenie i jaka załoga. Sama powiedz czy to jest normalne? Ale zgodziliśmy się, bo dla nas polowania to sprawa tradycji. To nasze być lub nie być.
To jednak nie uspakaja grup ekologicznych, które starają się na wszelkie sposoby spowodować wznowienie zakazu, a między czasie odsądzają Makahów od czci i wiary. Że przez nich znowu gatunek stanie się zagrożonym, że na szali tradycja czy zwierzę powinno zwyciężyć zwierzę, mówią o niehumanitaryźmie polowań i mękach waleni.
Wyznaczają nagrodę dla tych, którzy powiadomią ich o miejscu i czasie polowania by móc zawczasu przygotować jego blokadę.
Alan jednak jest nieprzejednany jeśli chodzi o ocenę sytuacji. Jego i jego ziomków najbardziej rozżala ludzka obłuda. Wskazuje, że to Biali wytłukli Makahom wieloryby, tak jak wytłukli Lakotom bizony. Z tym, że tu według niego sprawa jest bardziej złożona.
-Wiesz o co chodzi kiedy nie wiadomo o co? Czarnorynkowa wartość wieloryba jest ogromna. Gdyby na naszym miejscu było jakieś bogate, wpływowe lobby z pewnością sprawa już dawno byłaby załatwiona. Po cichu i bezprawnie. A my? Co możemy my? Każde z naszych plemion ma swoją tradycję na której opiera się jego istnienie. Tych, którzy przestali zabiegać o kultywowanie tradycji – już nie ma.
Odjeżdżam z Neah Bay. Nikt mnie nie żegna i nikt tu po mnie nie będzie płakał. Przejeżdżając koło cmentarza macham do siedzącej tam wciąż Kary, ale ona nie odpowiada. Może mnie po porostu nie widzi?
...
Indianie Ameryki Północnej dzielą się na osiem grup. Ich wystepowanie determinowało sposób życia i tak Indianie północno-wschodniej krainy lasów zajmowali się kopieniactwem i myślistwem (Czipewejowie, Irokezi, Huroni), Indianie południowo-wschodnich terenów USA - kopieniactwem i rybołówstwem (Tuscarora, Czikasawa), Indianie prerii (Dakotowie, Czarne Stopy, Paunisi) i Indianie dorzecza Jukonu i Mackenzie - myślistwem (Bobry, Kuczin, Czipewejowie), Indianie płaskowyżu pogranicza USA i Kanady - rybołówstwem, myślistwem, zbieractwem (Szuswapowie, Kutenajowie), Indianie północno-zachodniego wybrzeża – rybołówstwem (Haida, Kwakiutl,Makah ), Indianie Kalifornii i Wielkiej Kotliny - zbieractwem, myślistwem (Utah, Pajutesi, Szoszoni), a Indianie południowo-zachodnich terenów USA - kopieniactwem i myślistwem (Apacze, Pueblo, Juma).