Mój poprzednik
Mój poprzednik opowiadał o pięknie terenu, o wyrazistych porach roku, o słońcu jak bochen chleba i księżycu jak wielki obwarzan. Opowiadał o ludziach, którzy mają serca wielkości kół młyńskich i domy o zawsze otwartych drzwiach. O dniach spędzanych na pracy, a popołudniach i wieczorach na wspólnych posiedzeniach połączonych ze wspomnieniami, opowiadaniami i zabawą. Ostatecznie podbił mnie historią spędzonej samotnie nocy sylwestrowej.W szałasie, w środku tajgi. Przy własnoręcznie napełnionej własnoręcznie porąbanym drewnem kozie. I powrocie przez metrowy śnieg do miasteczka. Już byłam prawie przekonana.
Kiedy rzuciłam okiem w mapę moja ekscytacja wzrosła. Interesujące mnie miasteczko leżało bowiem dokładnie nad miejscem, w którym stykay się trzy granice – Kazachstanu, Mongolii i Chin. Co za romantyczne położenie
Z informacji encyklopedycznych dowiedziałam się, że
Abakan to miasto rosyjskie , stolica Chakasji, w którym obecnie mieszka około 170 tys osób. Jest tu port rzeczny i port lotniczy, wyższa szkoła pedagogiczna oraz instystut naukowo-badawczy historii, języka i literatury.. Jeszcze pod koniec XVIII wieku była to wieś Ust- Abakanskoje , która prawa miejskie dostała w 1931 roku
Rozmowy z moim poprzednikiem uzupełniły te informacje o to , że w Abakanie w potężny Jenisej wpada rzeka o tej samej nazwie. Że dziś jest to miasto przemysłowe. Że kolej przecina je na dwie części, z których południowa to stary Abakan z budownictwem jeszcze z zeszłego stulecia , a północna to Abakan nowoczesny. W tym nowoczesnym jest Plac Główny, biurowce i wysokościowce, Park Zwycięstwa z pomnikiem bohaterów drugiej wojny światowej, a także cała gama instytucji naukowych i kulturalnych. Naukowo - badawczy Instytut Języka, Literatury i Historii, Uniwersytet Państwowy im. N.Katanowa, Instytut Techniczny i Instytut Biznesu, pięć koledżów i dziesięć szkół zawodowych. Teatr Dramatyczny imienia Lermontowa i jeden z najlepszych w Rosji - Teatr Lalek „Skazka” ( czyli bajka), filharmonia, muzeum krajoznawcze i ogród zoologiczny. No co za piękna perspektywa
O Chakasji zaś wyczytałam, że jest to:
Autonomiczna republika Rosji leżąca w jej azjatyckiej części. Przy swojej powierzchni 62 tys. km2 ma około 600 tys mieszkańców i jedynie 5 miast. Ukształtowanie terenu jest interesujące , bo wyżyna na północy i w centrum, wysokie góry na południu i zachodzie..Wybitnie kontynentalny , chłodny klimat. Rzeki Jenisej, Abakan i Czułym. Jeśli chodzi o ludzi to zamieszkują tę kraię Rosjanie, Chakasi i Ukraińcy
Ci ludzie zaciekawili mnie najbardziej , chociaż instystucja , która umożliwiła mi ten wyjazd najbardziej była zainteresowana nie autochtonami, ale mieszkańcami polskiego pochodzenia . Tymi, którzy swego czasu tu przesiedleni z terenów Polski do tej pory pielęgnują kulturę rodziców , a swoje dzieci chcą uczyć języka polskiego.
A co mi tam –lecę.W końcu to tylko roczny kontrakt – rok przecież każdy wytrzyma... A mój porzednik był tamtym rokiem zachwycony...
Chakasi i ich kurhany
W drodze na miejsce ( pociąg do Moskwy, a potem wewnętrzne „staszne” linie z Moskwy do Abakanu ) spotykam nie kogo innego , ale historyka! Z Irkucka ! Nie mogę uwierzyć w moje szczęście. Irkuck jest w końcu tak blisko! Paweł nie bardzo wierzy , że w czasie tego roku się spotkamy ( 2 tys .kilometrów to wprawdzie niewielka odległość jak na Syberię , ale przy tutejszych zimach i komunikacji ...) niemniej opowiada chętnie o ludziach tych terenów
Pochodzą od Mongołów . Są z nimi spokrewnieni. A wspólna grupa to narody sajańskie. Kiedy będziesz w Abakanie – idź do tamtejszego muzeum i obejrzyj rysunki naskalne ( oni tego mają sporo) Tymi rysunkami pokryte były groby naszych przodków. I przede wszystkim spróbuj obejrzeć kurhan – kurhan to symbol Chakasji
O tych kurhanach dowiaduję się sporo właśne od Pawła , który jak się okazuje jest w tej dziedzinie specjalistą. Z tego co rozumiem kurhan tutejszy jest grobowcem . Mogiłą, która z zewnątrz wygląda jak usypany z ziemi stożek. Natomiast pod ziemią znajdują się „komory” czy też pokoje ( jeden lub więcej) wyłożone drewnem lub kamieniami. W kurhanie są szczątki zmarłych oraz przedmioty , które ukochali za życia. Z tego co mówi Paweł niektóre kurhany były naprawdę bogato wyposażone, ozdobione i „wypieszczone”. A tak w ogóle to pierwsze występowały w epoce neolitu i żelaza. Właśnie w Azji, ale także w Europie i Ameryce.
Nie powiem, żebym do czasu spotkania Pawła nie wiedziała co to kurhan , niemniej kojarzył mi się bardziej z usypaną kupą ziemi . Fakt , że mogę zobaczyć autentyczny , azjatycki , starodawny kurhan bardzo mnie cieszy.
Na razie jednak muszę zmierzyć się z autentyczną , azjatycką , starodawną komunikacją w postaci samolotu , który ma mnie dostarczyć z Moskwy do Abakanu. Historie na temat stanu tych samolocików sprawiły , że miałam z głowy kilka nocy w czasie których próbowałam przekonać siebie samą o wyższości kolei transsyberyjskiej nad Aerofłotem.
Poleciałam. Podróż króciótka i bardzo przyjemna, samolot bardzo porządny , obsługa miła , jedzenie cudownie tutejsze ( mięso i kluski). Najważniejsze , że towarzystwo już jest to najprawdopodobniej „pochodzące od Mongołów”. Widać to i w kolorycie skóry i w rysach twarzy. Prawdziwi Azjaci rosyjcy!!!
Szczere pole i towarzystwo w kościele
Jedno jest pewne – w Abakanie nie walczy się przesadnie z siłami przyrody. Jest noc , a w nocy jest ciemno. Nawet na lotnisku. Wysiadam i udaję się pieszo, szczerym polem w stronę odległej , pojedyńczej latarni. Pod nią znajduje się budynek lotniska. Dobrze , że czeka na mnie Ludmiła ( tutejsza dziennikarka) a wraz z nią samochód. Jedziemy ciemnymi ulicami w stronę załatwionego przez nią lokum
Umieściliśmy cię na razie kościele katolickim. Później coś się znajdzie. A do kościoła i tak ksiądz przyjeżdża raz na miesiąc więc teraz będziesz tam się czuła swobodnie- mówi wesoło Ludmiła , a ja zastanawiam się jakim cudem można czuć się swobodnie w jakimkolwiek kościele. Co dopiero katolickim. Okazuje się jednak , że ten kościół jest umieszczony w centrum miasta , w jednym z mieszkań czteropiętrowego bloku. Po prostu na liście lokatorów ( gdyby taka była ) wśród kolejnych nazwisk mieszkańców pod numerem 7 byłby – kościół katolicki.
Nie przestarsz się – przed twoim przyjazdem spryskaliśmy trochę – rzuca na odchodnym Ludmiła – wyrzuć wytrute towarzystwo i będzie z głowy
Widziałam w swoim życiu różne „towarzystwo” na różnych szerokościach geograficznych. To w Abakanie , który zbudowany jest na jakichś podmokłych terenach, bije absolutnie wszystkie rekordy świata. Przynajmniej tego znanego mnie. Rozejrzawszy się dyskretnie po mieszkaniu gdzie rzeczywiście w dwóch największych pokojach – ołtarz, ławki i rzeźba Matki Boskiej , w mniejszym łóżko , stół szafa , a oprócz tego kuchnia , łazienka i toaleta – rozejrzawszy się dysketnie wzięłam miotłę i zaczynam zamiatać wytrute , wyległe na środek stosy „towarzystwa”. Karaluchy już znam , ale to różnej wielkości i rodzaju inne robactwo – nie. Bez dyskryminacji pakuję wszystko do jednego worka . Od tego dnia trwa najpierw moja bezowocna walka, a potem sprawiedliwy podział mieszkania z owadami. One – kuchnia i łazienka, ja swój pokoik. Niesubordynacja z ich strony karana jest śmiercią. Natomiast ja wchodząc do kuchni muszę liczyć się z obecnością tego stworzenia dosłownie wszędzie
Stolica niejedno ma imię
Następny dzień mam dla siebie . Ludmiła w redakcji, mogę porozglądać się po mieście . Na wstępie natykam się na olbrzymi pomnik będący ... męskim przyrodzeniem. Trochę mnie to zbija z pantałyku , ale prosząc przypadkowego przechodnia o zdjęcie dowiaduję się , że to coś na kształt ołtarza jedenej z tutejszych sekt. Hm...
Cały dzień spędzam na zwiedzaniu. Abakan nie jest piękny - centrum to kilka ulic, place i park oraz odrapane kilkupiętrowe bloki lub szare wieżowce poustawiane w przepisowy sposób . To co tak ładnie wygląda na papierze ( wysokościowce, uczelnie, teatry , filharmonie) jest w rzeczywistości obskubaną szarością przypominająca zapyziałe miasteczko. Najładnieszym miejscem jest centralny Park Zwycięstwa z dużą ilościa zieleni, z fontanną i teatrem w tle. Reszta nie jest już taka malownicza. Wychodząc poza centrum natykam się na ogromne połacie pokryte malutkimi , połatanymi chatkami , którym daleko do miana domków jednorodzinnych. Są poklejone czym się da , o zaniedbanych , zagraconych podwórkach. Niebieskie, ozdobne , drewniane okiennice robią sympatyczne wrażenie, a podobno zimowy śnieg sprawia , że wygladają przepęknie. Teraz wyglądają obskurnie. Natomiast otaczające Abakan tereny – góry ...no pagórki pokryte lasem - robią niesamowite wrażenie. Tam widać piękno tej niezmierzonej przyrody w którą nieudolnie człowiek usiłuje wcisnąć się ze swoim śmiesznym , ciasnym budownictwem. Wracam do centrum – przykurzone sklepy ...w ogóle tu szaro. Abakan nie robi na mnie dobrego wrażenia , bo sprawia wrażenie ogromnej wsi , która byłaby interesująca ze względu właśnie na koloryt wsi gdyby nie próby zrobienia z niej miasta.. I w ten sposób obok banku mieszczącego się w wysokim „nowoczesnym” można obejrzeć zielony park w którym pasie się koń.
Ludmiła i Sergiej
Mój kontakt z osławionym tutaj prezesem stowarzyszenia polskiego –Sergiejem - i rozmowa z nim przekonuje mnie o dwóch rzeczach – że „oni” wiedzą o mnie więcej niż ja sama ( co nie wzbudza mojego zaufania niestety) i jeśli chcę się dowiedzieć jak tu jest naprawdę muszę poznać tubylca. Autentycznego. Nieskażonego żadną działalnością .
Natomiast dowiaduję się wiele od Sergieja na temat tutejszej Polonii i wiem już , którą wieś należy konicznie odwiedzić jeśli chcę spotkać Polaków.
Z kolei Ludmiła jest jest bardzo wrażliwa na temat opinii cudzoziemca na temat tego miejsca i bardzo uważa na wszystko, co mówi
„Byli tu kiedyś dziennikarze z Polski. Takie głupoty później powypisywali., Że tu głód, że ludzie obdarci, że wszystko odrapane. Byłaś dzisiaj – widziałaś przecież – czysto, schludnie, miasto zadbane, kulturalne. Mamy „Skazkę” – teatr lalek , który jeździ ze swoimi przedstawieniami za granicę . I wygrywa!. Mamy uczelnie i port i lotnisko. Ludzie tu nie są głodni – co oni pogłupieli z tym wypisywaniem?”
Wyobrażam sobie jak bardzo bym ją zraniła mówiąc o niezbyt korzystnym wrażeniu jakie na mnie zrobiło to miasto. Mieszkańcy – zwłaszcza przedstawiciele tutejszej Polonii są naprawdę dumni z tego miejsca. Może mniej zwracają uwagę na powierzchowność , a bardziej na to co w środku? Może ja jestem już jakaś ...zmanierowana tą europejskością?
Znamienka
Według wskazań Sergieja, by poznać korzenie tutejszej Polonii trzeba poznać Znamienkę. Tu mieszka ponad 60 polskich rodzin. Mówią wprawdzie dialektem mazurskim , ale w tej rzeczywistości to naprawdę nie ma znaczenia. Polacy! Tutaj! Od lat!
Znamienka leży w rejonie bogradskim 12 kilometrów od wsi Troickoje, a 80 od Abakanu. Z rzeczką Erbą. Otoczona stepem i wzgórzami Kuźnieckiego Ałatau. Jest tam spora radiacja ze względu na odkryty w górach uran.
Znamienka jest sporą wsią posochwozowską . Jej mieszkańcy mają takie same problemy jak mieszkańcy polskich ziem popegieerowskich. Jest ziemia, nie ma jej kto zagospodarować. Tutejsi mogliby ją uprawiać , ale gdy zdecydują się ją wziąć - muszą płacić podatki. Nie bardzo jest z czego płacić, bo nie ma maszyn . Maszyny można by kupić, ale nie ma za co. Zamknięte koło
Nazwiska tutejszych rodzin - Bartniccy, Mietwiejowie – mówią same za siebie...Szukam osoby , która jest w tym środowisku najważniejsza. – prezesa .
Prezesem oddziału "Polonii Republiki Chakasji" o nazwie Mazury w Znamience jest pani Olga. Z wykształcenia inżynier – ekonomista, pracująca jako księgowa w sowchozie ( w resztkach sowchozu). Zamężna , z dwójką dzieci i 85 letnią matką z którą mieszkają. To ona opowiada , że Polacy tu mieszkający wywodzą się spod Krakowa ( większość) i to jej mama w wieku 9 lat przyjechała na Syberię z Ukrainy, to jej dziadka rozstrzelano w Minusińsku jako wroga narodu... takich historii tu sporo
Na pytanie jak sobie teraz radzą polonusi odpowiedzi są różne . Głównie, że sobie radzą jak mogą. Że sobie radzą tak jak i nie – polonusi. Z pracą ciężko, z płacą jeszcze gorzej. Np.pani Olga radzi sobie dzięki tej pracy w księgowości , rencie matki ( za tego rozstrzelanego dziadka ) i 50% zniżce na prąd. Bo jej mąż przez trzy lata pracy nie dostał zapłaty. A później dostał jako wynagrodzenie konia. Ludzie sobie jednak radzą . Są rolnikami. Coś sieją , coś hoduja, jakoś trwają.
Pani Olga jest bardzo zaangażowana w polonijną działalność od 1997 roku. Główny nacisk kładzie na naukę języka polskiego Wprawdzie wieś zamieszkała jest też przez Niemców więc oficjalnym językiem jest rosyjski , a polonusi mówią gwarą mazurską. Wprawdzie większość mieszkańców jest batystami więc nie ma polskiego , katolickiego księdza. Niemniej polonijne dzieci uczą się „czystego polskiego” w szkółce niedzielnej. A szkółka niedzielna tutaj nabiera innego wymiaru . Znajomość języka polskiego dla tych dzieciaków w połaczeniu z ich polskim pochodzeniem to realna nadzieja na wyjazd do Polski. A wyjazd stąd do Polski – to jak wyjazd do zupełnie innego świata
Masza, Andriej i inni
Po kolejnych godzinach spędzanych na penetracji Abakanu postanawiam wrócić do kościoła na obiad. Wchodząc do siebie natykam się na siedzacego na przyblokowej ławce sąsiada. Sąsiad ma na imię Andriej , jest mniej więcej w moim wieku , chętnie podzieli się ze mną spożywaną właśnie przez siebie wódką , a jeśli nie to zaprasza mnie do siebie na piwo abakańskie i obiad. A skąd ma obiad? A gotuje jego kobieta . A czy jego kobieta nie ma nic przeciwko wizycie obcej ? A nie , bo Maszeńka jest bardzo towarzyska.
Maszeńka to może i jest towarzystka , ale na widok obcej baby z jej Andriejem sztywnieje. Niemniej zdaje się , że nie ma wyboru , bo Andriej tego wyboru jej nie daje , jak tylko przyjąć mnie obiadem. Na obiad są zupa, a potem kartofle i jajko sadzone Ja tam nie narzekam. Potem kawa i wódka. Wreszcie po kilku godzinach Masza czuje się na tyle bezpiecznie , by mnie ... polubić(?). To dzięki tej sympatii mogę dowiedzieć się wiele o zwyczajnie tu żyjących ludziach. Masza nie ma oporów w odpowiadaniu i opowiadaniu. Jak większosć z tu żyjących Ludzi Wschodu jest dumną, pewną siebie , bez kompleksów osobą, która żyje po swojemu. I to już mój problem czy ja to akceptuję czy nie. Ona i bez przejmowania się opinią obcych ma ciężko.
Radio jest
Masza , Andriej i ich znajomi , których poznaję w czasie mojego ( jednak znacznie krótszego niż planowany rok) pobytu rozmawiają ze mną chętnie na każdy temat. Nie byli nigdy nigdzie poza tym miejscem i nawet nie wiedzą jakby zacząć próbować. I w ogóle nie mają takiej potrzeby. Czy im tu czego brak? W okolicznych wsiach to tak – tam bieda . Ale wyobraź sobie kochanieńka , że tam jak zasypie to się nie ruszysz. Całą zimę. Chcesz , możesz jechać. Zobaczyć. Tyle, że autobusy dwa razy w tygodniu
Masza i Andrzej też mają daczę ( jak większość mieszkańców) gdzie sadzą cebulę i ziemniaki. Zrobisz zapas na zimę i już masz to co najważniejsze
Pytam czy mają radio, bo u mnie w kościele nie ma , a ja chciałabym czasem jakiś głos usłyszeć oprócz chrzęszczenia w kuchni i ze zdziweiniem dowiaduję się , że w kościele radio jest. Jak to nie wiem gdzie ? W kuchni. Idziemy z Andriejem i okazuje się , że rzeczywiście. W ścianie jest zamocowany plastikowy „odbiornik”. I ma włącznik. Kilka godzin dziennie coś w nim leci.
Telewizor widziałam raz, w jednym ze sklepów. Odbierał , ale jakość obrazu ( czarno –białego ) zniechęciłby do oglądania nawet współczesnego , zamerykanizowanego nastolatka.
Tyle, że tutaj nikomu ne zdaje się to przeszakadzać. Po kilku dniach spędzonych w towarzystwie moich nowych znajomych mam wrażenie, że cofnęłam się do Polski za czasów mojego wczesnego dzieciństwa. Do południa praca, jeśli ją ktoś ma. Po południu obiad i spotkania towarzystkie, odwiedziny, gra w karty, jedzenie i picie i gadanie . Rosyjska biesiada. Rzeczy nie są ważne. Może stąd to rozżalenie Ludmiły na polskich dziennikarzy? Bo tu nie jest ważne by talerz był ze złota , tylko by było co na nim położyć , a nie jest ważne co, byle by było z kim to zjeść. Wspólnie. Może i te bloki są obszarpane , a klatka schodowa wygląda jak przenaczona do rozbiórki, ale ludzie tu się znają, zachodzą do siebie bez telefonicznego zapowiadania się trzy dni wcześniej. Nie ma rozświetlających nocy neonów , świetlistych reklam i knajp otartych od 22 , ale to nikomu nie przeszkadza , bo najlepszym miejscem spotkań jest dom. A w domu zawsze coś na stole i ktoś przy stole. Jak można napisać o tych ludziach , że głodują? Przecież są te ziemniaki i cebula, czasem i mięso. Warzywa i owoce ( choć malutkie). Chleb, ser, masło. To co jest do cholery? O co chodzi?
Kobieta na cokole
Andrieja to trzeba pilnować , bo wiesz jak jest – usprawiedliwia się Masza z pierwszego mnie powitania na tamtym słynnym obiedzie – pozna kogoś, poleci , a ja sama. Kobiecie samej ciężko. Lump to on trochę jest, ale jak przypilnujesz to da się wytrzymać
Ludmiła jednak nie ma najlepszego zdania o mężczyznach tego regionu – Daj ty mi spokój . Poznałaś tu dotąd chociaż jedną małżeńską parę? Nie. A to w końcu metropolia – tu jeszcze jest lepiej niz w okolicy. Nic nie robią, piją i włóczą się po okolicy. Trzymają się kobiety do czasu gdy jest im z nią dobrze, a jak im się znudzi idą do innej. A taka głupia żeby z nią był to charuje i za siebie i za niego i w domu i z dziećmi. A daj mi spokój
Okolica na koniec
Nie można być tutaj i nie wypuścić się w okolce. Trzeba tylko mieć transport ( i to niezły , zwykły samochód osobowy może nie dać rady) i ruszyć . Zwiedzić wsie, obejrzeć z bliska tajgę, wyjść z duchoty tego miasta i poznać to, co na Syberii najsłynniejsze. Trzeba to zobaczyć, bo opisać nie sposób. Lokalny transport ( autobusy) jak najbardziej wskazany , ale wtedy trzeba liczyć się z kilkudniowymi wyprawami do pobliskich wsi ze względu na częstotliwość ruchu. No i jak spadnie śnieg – koniec jazdy. Nie ma się co obawiać podróży w ciemno . W każdej wsi znajdzie się nocleg nawet u zupełnie obcej osoby . Tu pozostawienie lekkomyślnego turysty „na ulicy” równa się śmierci.
Mój następca
Mojemu następcy opowiedziałam o pieknie syberyjskiej przyrody i otwartości tamtejszych ludzi. Nie zapomniałam jednak dodać, że Abakan ze swoim klimatem , krótkim dniem, monotonią żywieniową i twardością życia codziennego jest wspaniały dla poszukiwaczy turystycznych przygód . Jest natomiast bardzo ciężki dla chcącego tu się realizować zawodowo - przez dłuższy niż wakacyjny okres czasu - samotnego Polaka. Mężczyzna jeszcze jakoś da radę . Kobieta nie ma szans.