Big Patato
Podróżnik nie umiejący zajrzeć w głąb, taki który zadowala się papką pierwszych skojarzeń nigdy do Idaho nie pojedzie. Bo kilka niuważnych zdań jakie usłyszy o tym stanie USA to, że jest to kraina rolnicza przodująca w produkcji ziemniaka. Stąd nazywana Big Patato. Na płónocy Góry Skaliste, na południu dolina rzeki Snake. Rozległa (216 632 km²), słabo zaludniona, (6,04 osoby na km²), zwykle pola uprawne, krowy, konie i chłopi...Powszechnie jednak wiadomo, że myślący powierzchownie tracą.
A jednak Indianie
Idaho było najpóźniej przez białych odkrytym rejonem do zasiedlenia, jednym z ostatnich włączonych do Unii stanów, a jego nazwa oznacza w języku pierwotynych mieszkańców -„klejnot gór”. Szoszoni z południowych rejonów stanu oraz mieszkajacy na północy Indianie Nez Perce nazywali ten rejon "ee-da-how" przez wiele lat i korzystali z jego dóbr nie przeczuwając nawet, że w 1803 roku prezydent Tomas Jefferson wpadnie na pomysł, by nieprzyjazne rejony Dzikiego Zachodu uczynić przejezdnymi poprzez wytycznie trasy ze wschodu aż do Oceanu Spokojnego. Sam z racji pełnionej funkcji zrobić tego nie mógł, ale mając przyjaciela - podróżnika Meriwether’a Lewisa bez trudu namówił go do tej wycieczki. Lewis zaś wpłynął na swojego znajomego Wiliama Clarka. W ten sposób powstała historyczna grupa podróżnicza, która odbyła epokową podróż odkrywczą ze stanu Missouri aż do Oregonu. Wyprawa trwała od 1804 roku do 1806 i zakończona sukcesem jest opiewana przez Amerykanów po dziś dzień, a trasę pokonaną w tamtych czasach może teraz przejechać każdy chętny. To w trakcie tej wycieczki właśnie biali po raz pierwszy odkryli ziemie obecnego Idaho w 1805 roku i wytyczyli drogę osadnikom.
Z futrem na zachód
Pięć lat później pierwszy amerykański milioner John Jacob Astor, handlujący sobie spokojnie na co dzień futrami postanowił rozmnożyć swoje i tak liczne dobra wykorzystując szlak przetarty przez Lewisa i Clarka do transportu futer na rzekę Columbia. Realizując plan przekonał się, że Clark mówiąc, iż wytyczyli z Lewisem najprostszą drogę przez Idaho nie miał absolutnie racji. Przejazd przez Góry Skaliste był dostępny dla samotnych jeźdźców. Dla obciążonych ładunkiem wozów droga ta była nie do przebycia. Ponadto w około czychali wściekli na coraz liczniej tu się krecących białych Indianie i kolejne wysyłane przez Astora ekipy nie potrafiły przedrzeć się przez nieprzyjazny teren. Nie poddając się łatwo milioner postanowił zamiast górami przedostać się przez stan doliną i puścił kolejnych ludzi rzeką Snake. Niestety rzeka okazała się wcale nie taka spokojna jak powszechnie uważano i ciężkie łodzie i tędy przepłynąć nie zdołały. Niemniej wysiłki Astora nie poszły na marne. Po pierwsze jeden z posłańców terenu północnego - Robert Stuart zupełnie przypadkiem odkrył wreszcie w górach 20 milowe przejście, które rozwiązało problem przedarcia się przez ten teren wozów z obciążeniem. Został wystyczony tzw. Szlak Oregoński. John Jacob Astor mógł więc nadal pomnażać swoje pieniądze, a tysiące osadników i poszukiwaczy idahowskiego złota znalazło wygodne przejście do tego stanu. Po drugie i co dla niektórych ważniejsze – jeden z posłańców terenu południowego - penetrujący dolinę Snake River odkrył wraz z towarzyszami podróży - Craters of the Moon.
Księżyc na ziemi
Oczom odkrywców ukazał się niezwykły widok. A wszystko dlatego, że 15 tysiący lat wcześniej w obecnym Idaho wulkany zaczęły wybuchać i wybuchały tak przez kolejne 13 tysięcy lat. Z przerwami. Później wygasły i zastygły sobie na obszarze 75 mil kwadratowych. ( Podobno świadkami ostatnich erupcji byli Szoszoni ) Mimo, że nie olbrzymy - wulkany swoją działalnością spowodowały krajobraz iście księżycowy... który jednakowoż wzbudziwszy ciekawość białych odkrywców - przez lata był omijany . Poszukiwacze złota ani życia nie spodziewali się bowiem wiele po ziemiach tak wytrutych. I słusznie. Dopiero po jakimś czasie - ponieważ szlak został przetarty, a przestrzeń zawsze była w cenie – pionierzy ruszyli na południe Idaho godząc się na sąsiedztwo nieprzyjaznej lawy zwanej przez nich „wymiocinami diabła”. Jeden z nich - Julius Ceasar Merrill przybywszy na miejsce w 1864 roku pisał:
„Wyludniona, posępna sceneria. Wszędzie dookoła – jak okiem sięgnąć– masa czarnych skał. Żadnych krzewów, żadnego ptactwa, żadnych nawet owadów. Wydaje sie że nic nie jest w stanie tu przeżyć. Potworna musiała być siła wulkanu, który opanował swą lawą te okolice”. Pomimo wzrastajacej liczby okolicznych osiedleńców niewiele się tu działo, aż do 1920 roku - czasu przybycia Roberta Limberta, który przyjrzawszy się ziemi okiem naukowca ujrzał całe bogactwo terenu. Skłoniło go to do kolejnych dwóch ekspedycji po których głosił niezwykłość księżycowej krainy w licznych publikacjach. W czasach gdy wartość ziemi mierzyło się albo zawartością w niej złota albo jej płodnością Limbert przekonywał o plusach miejsca, które nie było niczym innym jak monotonną, łysą, ciemną i nieurodzajną przestrzenią . Naukowiec, wbrew powszechnemu sceptycyzmowi twierdził, że teren ten choć dziś niedoceniany z pewnością będzie kiedyś atrakcją turystyczną. Wysiłek Limberta nie poszedł na marne. Zainteresowanie wzrosło, a wskutek tego geolodzy, jak Harold Stearns, przybyły w te okolice niedługo później, zaczęli walczyć o ich ochronę i ustanowienie pomnikiem narodowym. Stearns walkę tę wygrał w 1924 roku. Oryginalność okolicy docenili też astronauci Apolla (Alan Shepherd, Edgar Mitchell, Eugene Cernan i Joe Engle), którzy w 1969 tu właśnie pogłębiali wiedzę przed wyprawą na księżyc. Aktualnie Craters of the Moon jest jednym z najczęściej odwiedzanych rezerwatów przyrody. Co za tym idzie zwiedzać go można po uiszczeniu opłaty i w ściśle określonym porządku. Ale warto. Zwłaszcza pozbawiony atrakcji powulkanicznych we własnym kraju Polak nie będzie zawiedziony.
Arco i pierwsza elektrownia jądrowa
Rezerwat leży 160 mil od stolicy stanu Boise, po północnej stronie rzeki Sanke. Prowadzą tu trzy drogi 20, 26 i 93 i jadąc w te okolice trzeba być przygotowanym na wielogodzinną drogę pustkowiem. Warto zaopatrzeć się przedtem w benzynę i artykuły podstawowej potrzeby. Na lawie niewiele rośnie. Jednym z najbliżej leżących miast w którym można postarać się o wikt, a także, w razie potrzeby, przenocować jest Arco. Arco trzeba odwiedzić ze względu na jego historię - nie wygląd. Na pustynnej przestrzeni pomiędzy Arco, a Idaho Falls znajduje się uruchomiony w 1949 roku instytut badawczy obecnie zwany Narodowym Laboratorium Idaho. To tu właśnie w 1949 roku powstał pierwszy na świecie reaktor jądrowy do zastosowań komercyjnych. Jednocześnie reaktor ten jako pierwszy w świecie dostarczył energii elektrycznej – 20 grudnia 1951 r. o godz. 13.23 zapaliły się pierwsze cztery 200 W żarówki. Natomiast prezentacją działań kolejnego stworzonego tu reaktora tego typu, było oświetlenie w 1955 roku miasta Arco. I właśnie to miasto jest pierwszym na świecie korzystającym w całości z energii jądrowej. Miasteczko okres świetności ma dawno za sobą – zarówno naukowcy pracujący w Instytucie jak i co żywotniejsi mieszkańcy wybrali niedalekie, o wiele bardziej atrakcyjne Idaho Falls. Ale Arco to miejsce już historyczne – i trzeba umieć to docenić. Nawet jeśli jedynym miejscem gdzie można napić się kawy jest senna stacja benzynowa, a spotkanie na ulicy więcej niż dwu, trzech osób graniczy z cudem.
Kolczyki w kształcie wulkanów
Teren Craters of The Moon kształtują stożki żużlowe i odpryskowe, rynny, niecki i pęknięcia oraz skały wulkaniczne. Lawa, lawa, lawa. Wymiociny diabła. Piekielna czerń. Itd. Po pierwsze turysta trafi na Visitor Center im. Roberta Limberta gdzie nie tylko pozna historię i geografię terenu, nakupi sobie breloczków, wisiorków, kolczyków w formie małych, sztucznych wulkaników, ale także obejrzy film, obejrzy zdjęcia, obejrzy nawet kilka wypchanych zwierząt. Które podobno można ujrzeć i żywe gdzieś w terenie. Przede wszystkim zaś zaopatrzy się w dokładną mapę okolicy. To ważne, bo rezerwat nie jest mały, a intersujący na tyle, by go poznać dogłębnie.
7 punktów głównych
Z Visitor Center można ruszyć w siedmiomilową podróż ( wciąż samochodem ) do jednego z sześciu punktów wypadowych, które potem eksploruje się na własnych nogach. Poruszając się według mapy można odbywać (ściśle wyznaczonymi ścieżkami) wycieczki brzegiem wygasłych wulkanów, zaglądać w głąb, chodzić po lawie, dotykać jej i obserwować z bliska czarną powierzchnię wyglądającą jak ciasto drożdżowe popękane gdzieniegdzie. Wiele tu rozpadlin, jamek, szczelin i dołków. Górek, wzniesień, zatoczek.Wszystko z lawy. I wszystko jest czarne, lub prawie czarne. Zastygła lawa jest ostra, nieporzyjemna i łatwo się o nią skaleczyć czy podrapać. Łatwo też przy nielegalnej próbie poskakania po powierzchni – zapaść się pod nią. Nad bezpieczeństwem zwiedzających czuwają wyznaczone drogi, szereg ulubionych przez Amerykanów tabliczek ostrzegających i nielubiany przez wielu - zdrowy rozsądek.
Pierwszy punkt na samochodowej trasie to North Crater Flow czyli lawa we wszelkich możliwych postaciach, całe połacie zastygłej substancji , a także skałki i monolity. Spacerek krótki , ale wrażenie murowane. Kolejny punkt - Devils Orchard - to miejsce gdzie na lawie coś wyrosło. Przedziwna łąka gdzie czarne , żwirowe podłoże porastają niziutkie białe kwiatki , pomiędzy którymi czasem w górę wystrzeli uschnięty pień drzewa. Niekiedy nawet krzew. Trochę trawy. Życie górą! Następnie mamy Inferno Cone Viewpoint – to tu można wdrapać się na szczyt dość sporego żwirowego stożka i popatrzeć wokoło. A wokół czarno i posępnie. Natomiast do wulkanów dojść można i nawet przejść ich brzegiem w punkcie piątym wycieczki zwanym Big Craters.Miłośnicy pieszych spacerów tu się wyszaleją , bo szlak jest długi i świetnie zagospodarowany. Kolejna atrakcja to Trails to Tree Molds – wygląda jak zaorane pole, którego podłożem nie jest ziemia lecz ( dla odmiany) lawa.Wprawdzie ścieżki są tu ściśle wyznaczone, ale i tak ma się wrażenie wchłonięciaprzez te czarną masę. I wreszcie punkt siódmy – Caves Area – jaskinie, tunele – wnętrze lawy ziejące licznymi otworami.
Tunel Indiański
Jednym z najciekawszych miejsc w Caves Area jest Tunel Indiański i odkryta w 1927 roku Jaskinia Sakutów. Tunel jest tym, co zostało z płynącej korytem rozżarzonej lawy, która w części górnej zastygła tworząc strop. Gdy okres aktywności wulkanów się skończył, a płynąca lawa osiadła - powstał pusty tunel o kilkumetrowej średnicy. Nazwę Indiański zawdzięcza wierzeniom białych, że ciekawe malunki na ścianach są dziełem mieszkających tu od zarania dziejów Szoszonów. Zwiedzanie tego miejsca jest przyjemne, tunel nie jest głęboki i możliwy do eksloracji wskutek wielu otworów w „suficie”, które zapewniają dzienne światło wewnątrz. Oświetlone ściany pokryte „rysunkami” oraz stosunkowo przestrzenne wnętrze sprawia malownicze wrażenie. Natomiast Jaskinia Skautów jest wyzwaniem nie ze względu na swoją wielkość , ale wnętrze które nie dość ,że ciemne to jeszcze pełne wody , oblodzonych ścian i niskich stropów. Prawdziwe wyzwanie dla łowców przygód.
Życie górą
Pomimo, iż kratery zdają się władać niepodzielnie opanowaną przez siebie krainą, zalewając to, co żyje lawą, trując popiołem i niszcząc wysoką temperaturą – Natura nie poddaje się łatwo. Dwa tysiące lat spokoju zrobiły swoje i na nieprzyjaznych ziemiach powolutku zaczyna się panoszyć trochę zielonego. Znawcy flory i fauny przy odrobinie cierpliwości i tu coś znajdą. Każdego zainteresują tzw. żwirowe ogrody czyli nieliczne z rosnących tu kwiatów kwitnące wprost na żwirze. Co robi dość upiorne wrażenie. Oczywiście wcisnęły się już trawy, nieliczne krzewy oraz sosna karłowata jako ta najmniej wymagająca. A tam gdzie są choćby najmarniejsze rośliny , tam są i zwierzęta. Sporo tu ziemnych, rudych wiewiórek, lisów, skunksów, nietoperzy, a nawet rysi amerykańskich. Są jaszczurki i węże. Nad lawą latają orły... Nie boją się tego rejonu osy i komary. Świat roślinny i zwierzęcy nieśmiało jeszcze i z widocznym trudem, ale skutecznie stara się odczarować martwotę i jednostajność terenu.
Na dłużej
Dogłębna eksploracja terenu wymaga czasu. Sezonowo otwarty jest na terenie rezerwatu kemping i za niewielką sumę 10 dolarów można tu przenocować. Jednak jedyne co organizatorzy oferują to miejsce do rozbicia namiotu czy też zaparkowania samochodu oraz łazienki. I tak sporo jak na teren ściśle chroniony. Palenie ognia zabronione, teren wyludniony , do najbliższego sklepu czy jakiegokolwiek miejsca z człowiekiem – kilka godzin drogi. Warto się dobrze przygotować, by przeżyć swoją przygodę .