Geoblog.pl    Dzasidala    Podróże    Chiny    Smok nie śpi
Zwiń mapę
2007
18
gru

Smok nie śpi

 
Chiny
Chiny, Pekin
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 

Jak wół z lokomotywą
Spotkanie Polaka z Chinami przypomina zderzenie leniwie i spokojnie idącego sobie skrajem soczyście zielonej łączki wołu z rozpędzoną do nieprzytomności, rozgrzaną , i halaśliwą lokomotywą. Lokomotywa nawet nie zauważy spotkania. Dla woła - jeśli przetrwa – będzie to przeżycie epokowe.

Najstarsze państwo świata
Jedną z najbardziej uderzających cech Państwa Środka jest dysonans pomiędzy teraźniejszym pośpiechem ,chaosem , szarością, bylejakością większości tego, co tam teraz powstaje , a przepychem , kolorytem, spokojem ,egzotyką, wspaniałością przeszłości oglądanej w tym , co po niej pozostało. Dalekiej przeszłości. A także dysonans pomiędzy wyznawcami tradycji chińskiej , a zwolennikami nowej prostej myśli. Między Chińczykami w tłumie ,a Chińczykiem poznanym indywidualnie.Jeśli ktokowliek chce dojrzeć w Chinach to , co najpiękniejsze musi najpierw przedrzeć się przez tysiąclecia historii.Wtedy być może uda się cokolwiek z tego zrozumieć

Pierwsze wzmianki o Chinach sięgają 1600 r. p.n.e. i ten okres jest powszechnie uważany za datę ich powstania. Chiny są jednym z najstarszych państw świata, którego rozkwit nastąpił za panowania dynastii Shang w latach 1700-1122 r. p.n.e, kiedy to powstały potężne metropolie chińskie. W latach 221-207 panowanie dynastii Qin dały Chinom standardy pisma, miar ,wag ,monet , a także Wielki Mur. Shy Hang –ti ( Czeng) obwoławszy się cesarzem rządził państwem za pomoca systemu prawno –administracyjnego - systemu, który przetrwał do 1911 roku
Za panowania dynastii Han (206 p.n.e. – 220 n.e) powstała kultura chińska znana do dnia dzisiejszego oraz Jedwabny Szlak (od terytorium Chin przez Indie, Syrię aż do terenów Morza Śródziemnego). Kolejne lata panowania dynastii Tang ( 618-907) to rozwój kulturalny i okres, gdy Jenwabny Szak stał się najważniejszym szlakiem handlowaym świata.
Od roku 1368 do 1644 panowała dynastia Ming. Nastąpiła stabilizacja polityczna i gospodarcza, w wyniku której sztuka chińska osiągneła szczyt swojego rozwoju.

Udający się do Chin po zdobycze kultury tysiącleci może się srodze zawieść. Współczesne Chiny pomimo,iż wydawałoby się to logiczne zważywszy na dorobek kulturalny – nie rozpieszczają turysty. Owszem jest co zobaczyć, ale w porownaniu z wiekami tworzenia – jest to wątpliwie reprezentacyjne minimum . Które niestety musi wystarczyć. Trzeba też czasu , by dotrzeć do ludzi , którzy nie zbędą przybysza byle formułką o „współczesnej równości wszystkich” Dotrzeć do tych , którzy żyją według najcenniejszych ,wiekowych tradycji chińskich. A umieją się oni doskonale maskować. Nauczeni doświadczeniem....


Pod koniec XIX w. - po rozbiciu państwowym i gospodarczym jaki nastąpił pod koniec panowania dynastii Ming oraz wskutek walk z kolonistami europejskimi - Chiny stały się jednym z najbiedniejszych państw świata.
W latach 1840-1860 po trzech przegranych wojnach opiumowych z Francją i Wielką Brytanią cesarstwo chińskie zmieniło się w kraj półkolonialny.
W 1911 wybuchła rewolucja, w wyniku której zniesiono cesarstwo i proklamowano republikę. W 1912 uchwalono tymczasową konstytucję oraz otwarto Zgromadzenie Narodowe
Agresja i okupacja Chin ze strony Japonii( 1931-1945) oraz walki wenętrzne doprowadziły do wojny domowej (1946-1949) zakończonej zwycięstwem Armii Ludowo -Wyzwoleńczej. W 1949 proklamowano ChRL.
Przewodniczącym ChRL został Mao Zedong, uchwalono konstytucję , rozpoczęto radykalne reformy społeczne i budowę państwa socjalistycznego.
W 1966 r. została zapoczątkowana "rewolucja kulturalna", która charakteryzowała się walką z inteligencją, kulturą chińską okresu cesarstwa oraz walką z religią

Chiny z pewnością nie są pierwszym i nie ostatnim przykładem bezmyślnego zniszczenia tego co piękne. Nie ma co udawać,że nic się nie zmieniło i że można tu bezkarnie podziwiać zdobycze tysiącleci . Nie można. Rewolucja kulturalna zmiotła z powierzchni ziemi taki ogrom tak przepieknej kultury i sztuki , że odtworzyć się tego nie da. Można jedynie dotrzeć do nędznych resztek. Albo szukać odpowiednich ludzi. Aby odnaleźć w Chinach pozostałości tego co dawne, a więc prawdziwie wyrafinowane trzeba się naszukać, naodkurzać, nabiegać i napytać co niemiara. Niewątpliwie jednak warto próbować. Ale ani odległości ani klimat tego nie ułatwiają . Nie jest łatwo zorientować się ,co naprawdę warto zobaczyć , a co lepiej pominąć jako substytut piękna , który przybyszowi wciskają szybkie Chiny współczesne


Przyjazd
Wszystko, co znajduje się na terytorium tego państwa jest największe, najdłuższe, najszersze , najwyższe... ewentualnie najstarsze. Albo drugie czy trzecie pod tym względem

Obszar Chin to prawie 10 milionow kilometrów kw.- jest to trzecie pod względem wielkości państwo świata Mieszka tam ponad 1, 3 mld – najwiecej na globie. Najwyższy szczyt Himalajów to Mt.Everest, największe bezodpływowe słone jezioro - Lop Nur oraz największa chińska pustynia Takla Makan. Najdłuższa rzeka Chin - Jangcy jest trzecią co do wielkosci rzeką Ziemi. Ważną funkcję komunikacyjną spełnia także największa hydrologiczna budowla świata - Wielki Kanał, który połączył południe z północą.

Tak więc fascynatom żądnym dokładnego poznania kraju pod względem historycznym i geograficznym – potrzebne będą oprócz dwóch żyć , obszerne opracowania na ten temat. Natomiast Ci , którzy chcą zachłysnąć się Chinami , a do dyspozycji mają niewiele czasu - powinni poznać jakąś część kraju –lbrzyma.Np.Pekin i okolice. Na początek wystarczy. Niektórym musi wystarczyć w ogóle.

Pekin i siedem szoków głównych
Pekin liczy około 12 mln mieszkańców, a powierzchnia miasta zajmuje 16, 8 tysięcy km2. ( czyli połowę terytorium Belgii). To wiele tłumaczy i powinno dać jakieś wyobrażenie potencjalnemu wizytatorowi. Niemniej i tak każdy, kto po raz pierwszy dotyka stopą pekińskiej zimi narażony jest na niejeden szok.

Pierwszy szok – to język. Turysta nie rozumie ani słowa, nie wie też czy jego chiński rozmówca właśnie się cieszy czy martwi, złości czy przeprasza. I tak Chińczyk zawsze mówi podniesionym głosem , wymachuje rękami i szczerzy zęby – jeśli je ma , wiec o rozpoznaniu czegokolwiek po intonacji czy mimice można zapomnieć. Nie pomoże przyglądanie się znakom, napisom lub rysunkom. Wszędzie tylko krzaczki i krzaczki. Nie wiadomo nawet gdzie wyjście , a gdzie wejście na lotnisko. Tajemnicą jest, która toaleta to damska , a która męska. Z cudem graniczy wytłumaczenie taksówkarzowi celu podróży. I nie wiadomo co z tym zrobić, bo nawet znajomość kilku jezyków obcych nie daje nic jeśli się nie zna chińskiego.
Drugi szok – to upał. Wychodzi się na ulicę z klimatyzowanego budynku tak jakby wchodziło się w gorący kisiel. To nie tylko temperatura , ale także wilgotność. Dla początkujacych - omdlenie murowane.Wtajemniczeni będą, tak jak wiekszość miszkańców Pekinu, nosić ze sobą mały ręcznik i butelkę w wodą. W chwilach słabości mokry ręcznik położony na karku, otarcie twarzy i rąk pomaga uniknąć nieprzewidzianej pozycji horyzontalnej
Trzeci szok- to wielkość tego wszystkiego. Tak ogromnych budynków, szerokich ulic, monstrualnych w swoim wymiarze mostów, parków i placów nie widział żaden świat. Łączy się to z odległościami, o których też się nikomu nie śniło i bez mapy ani rusz. Przy pytaniu o drogę z użyciem mapy trzeba pamiętać, że wielu starszych Chinczyków jest niepiśmienna. Pokazywanie im znaczków na mapie – jest bez sensu , rozumieją tyle samo, co obcokrajowiec. Dlatego lepiej zaczepiać młodzież.
Czwarty szok – to ilość ludzi. Podobnie ogromnej rzeki wrzeszczących, rozpychających się istot, płynącej nieprzerwanym strumieniem i wciskającej się w dosłownie każde wolne miejsce o każdej porze dnia i nocy nie ma w żadnym innym mejscu.
Piaty szok to brzydota – brzydota wszystkiego oprócz natury i kilku pozostałości po przodkach ( czyli zabytków) . Ohyda wszystkiego czego dotknął się tu człowiek jest nieprawdopodobna , a zobaczyć ją z bliska można tylko tu, na miejscu, gdyż nie znajdzie się jej na żadnych zdjęciach, publikacjach i w przekazach internetowych. Zresztą prawdopodobnie i tak nikt by nie uwierzył
Szok szósty – to smród. Trzeba go zaakceptować. Dodać do nieprawdopodobnego upału, gęstego powietrza, tłumu ludzi i straszliwych , wybetonowanych odległości do pokonania. Jeżeli ktoś chciałby przeżyć „survival w wielkim mieście” nie znajdzie lepszego miejsca ...i trudniejszego survivalu
Szok siódmy – to najwspanialsza na świecie kuchnia chińska – nieporównywalna z żadną inną , ta oryginalna , absolutnie inna od chińskiego jedzenia na wynos w Polsce, Europie ,Ameryce...Jeżeli warto tu przyjechać – to jednym z powodów jest kuchnia.

Między metrem , a rowerem
Poruszać się po mieście najłatwiej metrem. Pekin ma dwie linie metra – jedna w kształcie czworoboku , druga – prosta linie przecinająca tę pierwszą. . Dzięki temu dziwacznemu układowi dojechać można właściwie wszędzie, a biorąc pod uwagę odległości ma to duże znaczenie. Z ciekawych lokalnych zwyczajów można tu poznać jeden – w momencie gdy drzwi metra otwierają się wpadaja na siebie dwie grupy zaciekłych Chińczykow Jedna starająca się dostać do wnętrza , by zająć miejsce siedzące, druga – rozpaczliwie próbujaca wysiąść na właściwym przystanku. Tu grzeczność nie istnieje. Łokcie, spostrzegawczość, refleks i prędkość. To się tu liczy. Cudzoziemiec odpada.
Drugi rodzaj transportu to rower .Wypożyczalni jest bez liku, a poruszanie się rowerem jest wygodne, popularne i bezpieczne. Nie ma tu ścieżek rowerowych tylko szerokie , rowerowe ulice pomiędzy chodnikiem , a jezdnią. Przed każdym sklepem, parkiem czy zabytkiem sa parkingi dla rowerów ( czasem nawet z osobą pilnującą i tu uwaga turysto nie daj się naciągnąć na opłatę) , a co kilka kilometrów punkty napraw ( gdzie za grosze, można wymienić koło, założyć nowy łańcuch czy wyprostować ramę ). Wszędzie rowerem można dojechać i wjechać, a jeżeli nie – zawsze jest zorganizowana jakaś przechowalnia dla pupila.

Zwiedzanie

W Pekinie trzeba zobaczyć ( o czym informują wszystkie przewodniki):

Zakazane Miasto ( Ogromne, składające się z ozdobnych bram , wielkich betonowych placów i ocienionych pawilonów. Zwiedzanie polega głównie na przemierzaniu kilometrów betonu wśród tłumu spoconych turystów, przechodzenie przez kolejną bramę , zaglądanie do kilku pawilonów by przekonać się , że jest tam mrowie Chińczykow i gnanie dalej) Zakazane Miasto Jest największym zespołem pałacowym na świecie i zajmuje powierzchnię 720 tysięcy metrów kwadratowych.,wznosi się dokładnie w samym centrum starego Pekinu i był kluczowym ośrodkiem władzy politycznej aż do samego końca epoki dynastycznych Chin. Mieszkało w nim 24 cesarzy z dynastii Ming i Qing.

Plac Niebianskiego Spokoju ( najlepiej wieczorem z racji ogromnej ilości latawców , które puszczają ogromne ilości spacerujących tu Chińczykow) Od XIV wieku, kiedy panowała dynastia Ming, a następnie dynastia Qing na placu otoczonym murem znajdowały się ustawione w kształcie litery T główne urzędy państwowe: ministerstwa ceremonii, wojny, finansów, sprawiedliwości, kadr, pracy, wywiadu, astronomii, meteorologii, siedziba dowództwa wojskowego, urzędy do spraw rodziny cesarskiej, cenzury, szpital cesarski i Akademia Cesarska. Przez środek placu przebiegał zadaszony Korytarz Tysiąca Bu Przez całe wieki wstęp na plac mieli tylko najwyżsi dostojnicy państwowi. Teraz wstęp mają tu wszyscy i to niestety da sie zauważyć.

Bramę Niebianskiego Spokoju ( to stąd Mao Tse Tung ogłosił powstanie Chińskiej Republiki Ludowej. Jego ogromny portret wisi tu w centralnym punkcie , a obok znajdują się dwa napisy „Niech żyje Chinska Republika Ludowa” i „Niech żyje jedność wszystkich narodów świata” Dla Polaka brzmi to zbyt znajomo)

Mauzoleum Mao Tse Tunga ( przyjemność dla wyrafinowanych - można zobaczyć ciało w trumnie i pamiątki)

Letni Pałac ( Kiedyś było to niewątpliwie przepiękne miejsce i warto udać się tam - najlepiej rowerem- by choć przez chwilę odetchnąć. Wprawdzie i tu tłum ludzi nie pozwala na głęboki oddech za to nieco mniej tu betonu i placu. Jest wspaniały most, duże jezioro i sporo jak na to miasto zieleni.)

Klasztor Lamajski ( Świątynia Lamy - myli się ten kto według nazwy wyobraża sobie to miejsce jako spokojne. Wprawdzie sporo tu pogodzonych z losem mnichów tybetańskich , ale zdecydowanie wiecej chińskich, rozwrzeszczanych turystów z aparatami , którzy wciskają się właściwie wszędzie by zrobić zdjęcie lub dotknąć tego, czego dotykać się nie powinno.)

Świątynia Nieba ( Piękny budynek o charakterystycznym dachu – bez jednego gwoździa!- otoczony ogromnym parkiem .) Jeden z największych obiektów sakralnych Chin, w którym modlono się za czasów dynastii Ming i Qing

I sporo innych...

Tak naprawdę zwiedzanie jest zabawne na początku gdy wszystko tu jest dla Europejczyka nowe i egzotyczne Po kilku dniach zabytki te zaczynają nużyć. Do cudzoziemca - jak i do większości młodych tubylców- nieogarniającego ogromu historii siedzącej w tych murach, nie przemówią ich duchy. Zobaczy tylko wciąż takie same architektonicznie budowle przerobione nieciekawie na muzea i otoczone łańcuchami by chronić (?) choć ich część przed ogromną ilością zwiedzających. Zabytki i historia Chin pięknie się prezentują w przewodnikach , albumach z retuszowanymi zdjęciami, katalogach , w których sporo powtarzających się fotografii kilku sztandarowych zabytków. Wtedy też opisy podają charakterystyczne ciekawostki, które przyciągają . A to , że a dachu pałacu władcy mogło być aż dziewięć figurek zwierzęcych, a to, że jak tu się coś szepnie to słychać aż tam, bo taka to konstrukcja, a to, że dana świątynia zbudowana jest według filozofii takiej, a takiej , że kolor i kształt i wszystko ma znaczenie. Że budowa była przemyślana starannie, zgodna z ówczesnym nurtem filozoficznym , religią, itd. Że nic nie pozostawiano przypadkowi. Ale o tym informują przewodniki.
Realizm atakuje monotonią, upałem, zmęczeniem wszechobecym,wrzeszczącym tłumem. Zabytki się starzeją i są ...zaniedbane . Tak jakby specjalnie ktoś to wszystko, co zostało jeszcze piękne z tamtych lat rzucił „na pożarcie”, na zadeptanie nic niepojmującym turystom, którzy bezmyślnie po tym przebiegną i pognają robić zdjęcia gdzie indziej. Najwiecej tu Azjatów i obcokrajowcy, zwłaszcza biali, są rzadkością. Częste więc prośby o wspólne zdjęcia byłyby idealną okazją do zawarcia znajomości, gdyby nie bariera językowa.

Złapać Chińczyka
Ale jeśli się uda – jeśli uda się zaprzyjaźnić z rodowitym Chińczykiem - trzeba się tego trzymać . Trzymać i uciekać od muzeów. Czepić się takiego i błagać, by zabrał nowo poznanego znajomego z Polski do siebie - do rodziny chińskiej, która na pewno okaże się przemiła. Bo Chińczycy są bardzo sympatyczni, życzliwi i otwarci. Ciepli i uprzejmi. Tyle, że zyskują dopiero przy bliższym poznaniu.

Większość tego co w Chinach tradycyjne opiera sie na konfucjaniźmie i taoiźmie. Zarówno jeden jak i drugi nurt miał od lat wpływ na życie poszczególnych ludzi, na funkcjonowanie chińskiego społeczeństwa i na kształt państwa. Taoizm głosił , że „człowiek powinien żyć w zgodzie z naturą” , a kluczowymi w nim były - samodoskonalenie się ,wolność i dążenie do nieśmiertelności. Od V w n.e taoizm był oficjalną religią Chin.
Konfucjanizm odgrywał istotną rolę w życiu Chin od 100 roku p.n.e do 1900 roku n.e, a jego twórca Konfucjusz podkreślał, iż podstawę stabilnego państwa stanowi zachowanie jednostki polegające na lojalności wobec rodziny , oddawaniu czci przodkom, szacunku dla starszych oraz potwierdzanie słów czynami.


Godziny spędzone w towarzystwie tubylców otwierają oczy. Nowi znajomi będą mówić chętnie. O historii, o tradycji, o współczesnosci. O tym jak mogą mieć tylko jedno dziecko i jaka to tragedia, gdy jest dziewczynka. Stąd tyle aborcji. O tym , że nie powinni mieć religii, ale wierzyć siłę rozumu i nauki. Jak większość młodych ... ale oni mają swoje religie. I o tym, że nie powinni mieć historii, bo wciąż im ktoś miesza w głowach.A przecież ta ich historia jest tak bogata i tak bardzo wpłynęła na wszystko... Okażą sią niezwykle dyskretni, taktowni, troskliwi. Chętnie spełnią życzenia gościa nigdy się nie narzucając. I zabiorą nowo poznanego przyjaciela w sobie tylko znane miejsca .Te gorsze i te lepsze. Do zasłonietych wysokimi budowlami slamsów, gdzie chata na chacie, gdzie fetor gnijących śmieci, gdzie połatane dzieciaki siedzą w brudzie ulicy, a uwięzione w maleńkich klatkach cykady są jedyną próba upiększenia tego wszystkiego. Do toalety miejskiej tej dla tubylców, która jest po prostu ogrodzonym terenem, podzielonym na część damska i męską, a w każdej części kilka obok siebie wykopanych w zimi dziur- bez przegród, wody, umywalek. Na targ, gdzie sprzedaje się omdlewające warzywa i na wpół żywe mięso -(sprzedawcy to rolnicy z pobliskich wiosek, którzy przyjeżdżają tu wozami pełnymi jarzyny i pozostają do czasu zakończenia sezonu. Trwa to nieraz całymi tygodniami stąd przyjeżdżają w towarzystwie rodzin i osiedlają się na tych targach właśnie. W kartonach, poprzegradzanych szmatami, z ubikacją z tyłu. Z „placem zabaw” dla dzieci na środku targu.)
W towarzystwie Chińczyka można jednak też wieczorem pójść do parku by zobaczyć uprawiajacych swoją yogę, czy tai – chi dziesiątki mieszkańców Pekinu, można zatańczyć na ulicy z instruktorem popisującym się swoimi umiejętnościami w rytm ryczącego magnetofonu. Popatrzeć na ulicznych fryzjerów, którzy strzygą klienta na chodniku przed domem i dentystę, którzy pięć metrów dalej wyrywają ochotnikowi ząb. Zagrać w szachy z jakimś hobbystą na jednej z ulicznych ławek. W dzień włóczyć się maleńkimi uliczkami, które po obu stronach mają mury ( Chińczycy ogradzaja murem wszystko – domy, place, morza, góry, parki i trawniki), a może nawet zajrzeć do jednego z domów ( mało odporni na ludzką nedzę, na brud i ścisk niech lepiej pozostaną przy obchodzeniu Placu Tienanmen). A przede wszystkim można przekonać się, że – mimo nędzy wielu - prawdziwe chińskie życie i każdy jego element jest oparte na odwiecznej, bogatej , mądrej filozofii wieków. Choć skutecznie tępiona przez dawniejsze lata walk politycznych i ostatnie lata biedy – wciąż jeszcze jest . I to ją trzeba poznać Tyle, że nie da się tego zrobić w biegu.

Siła tradycji

Chińczycy wynaleźli kompas , papier i druk , proch strzelniczy, system dziesiętny w liczeniu, soczewkę , taczkę, chomąto, pług skibowy, zegar mechaniczny z napędem wodny, papierowe pieniądze...
Malarstwo chińskie charakteryzuje się perspektywą oparta na zbiegu linii w wielu punktach , a rysunek wykonuje się na papierze o rzadkich, miękkich włóknach za pomocą pędzla maczanego w rozwodnionym tuszu. Stopień rowodnienia tuszu to odpowiedni odcień czy kolor potrzebny do stworzenia obrazu. Tę technikę malarstwa trudno znaleźć gdziekolwiek indziej na świecie.
Chińskie pismo powstałe stopniowo na podstawie obrazów przyczyniło się do sztuki kaligrafii . Każda dynastia stworzyła własny styl sztuki kaligraficznej – niepowtarzalny i charakterystyczny dla tego właśnie czasu czy regionu.
Chińskie rzemiosło artystyczne jest jednym z najróżnorodnieszych na świecie – wyroby z nefretytu, kości słoniowej , jedwabiu ,inkrutowane czy emaliowane to rzemiosło specjalne. Niemniej piękne, różnorodne i staranne jest rzemiosło ludowe – gdzie materiałem są papier, słoma, laka, bambus, drewno.
Z tradycji religijnych opartych na związku kultury ze światem przyrody rozwinęła sie chińska medycyna ludowa. To stąd wywodzą się akupunktura, akupresura, masaże, aromaterapia, ziołolecznictwo, ćwiczenia oddechowe
Chiny są także miejscem narodzin wschodnich sztuk walki, np. kungfu. Największą sławę zdobyły walki połączone z medytacją, wywodzące się z klasztoru Shaolin.
Przykłady można mnożyć w niekończonosć. Pisać o chińskiej operze i teatrze , o literaturze , o poezji, podawać setki dowodów na to, że Chiny na przestrzeni lat łączyły siłę rozumu , estetyki, wrażliwości, by stworzyć coś niepowtarzalnego. Póżniej niestety połączyły inne siły, by to zniszczyć. Udało się zmienić zewnętrze kraju , ale siła tradycji przetrwałą w ludziach , ich zwyczajach i życiu codziennym


Jedzenie to filozofia
Chińczycy kochają jeść. Żywić się TRZEBA w licznych restauracjach, klubikach, barach, jadłodajniach..Tu nic się nie zmieniło – może wystrój , może wygląd nakryć, ale to ,co najważniejsze pozostało takie samo... Najlepiej zacząć od małej knajpki w orientalnym stylu, w której stoły mają w środku ogormne otwory. To typowy bar chiński. Klienci przy stole obdarowani zostają ogromnym saganem wypełnionym mętną breją ( to już kilkakrotnie użyta woda), który wstawiony w ową dziurę w stole zaczyna być podgrzewany specjalnym palnikiem. Po chwili na stół wjeżdżają podane przez wystrojone kelnerki miseczki z surowymi jarzynami, miesem, sosam i owocami morza. Do klienta należy wrzucenie tych specjałów do wody , ugotowanie, wyłowienie ( a do dyspozycji są jedynie pałeczki) i doprawienie
Niewprawnym nowicjuszom zawsze chętnie pomoże obsługa ...będzie dużo krzyków, gestykulacji i obrazków. Nie trzeba się bać , bo to wszystko z życzliwości i chęci pomocy. Najprawdopodobniej po chwilowej obserwacji – kelnerka doda do pałeczek zwykłą łyżkę , widelec , a może nawet i nóż. Najprawdopodobniej na widok bezradnej miny durnego białego i prób zjedzenia rękami na surowo podanych specjałów, ta sama kelnerka własnoręcznie pokaże jak należy jeść po chińsku. Trochę luzu turysto – to naprawdę świetna zabawa.
Najlepiej poćwiczyć jedzenie pałeczkami wieczorem w pokoju. Najwłaściwszy materiał do ćwiczeń – ugotowany ryż i ziarna fasoli. Nabierać pojedynczo. Czas nauki – około dwóch miesięcy przy dużej samodyscyplinie. I tak nie ma co marzyć, że dorówna się choćby pięcioletniemu chińskiemu dziecku, ale Chińczycy docenią starania
Warto poszukać herbaciarni. Tam powita gościa filigranowa, ubarana w tradycyjny strój specjalistka od parzenia herbaty . Zaprowadzi do stołu i zniknie, by za moment pojawić się z ustawionym na ogormnej tacy sprzętem do parzenia tego boskiego trunku. Kolejna godzina to obserwacja ( dla nieznajacych języka objaśnienia i tak nic nie dadzą). Takiej rożnorodności czajniczków, dzbanuszkow , parzydełek, łyżeczek i liści herbacianych ludzkie oko nie widziało... A ta zręczność herbaciarki...
Raz trzeba szarpnąć się na obiad za około 100 Y i iść do porządnej restauracji ( takiej z kilkoma salami w środku, dużej i przestronnej, czystej i tym razem bez dziur w stołach) Obsługa oferuje klientowi miejsce w sali lub osobny „pokój” . ( Z tym , że pokoje przysługują raczej grupom. Warto , warto postarać się o grupę! ) Tutaj okragłe stoły mają obrotowe wnętrza na których ustawia się półmiski z potrawami. Każda z potraw jest ogromna i podzielona na małe kawałeczki ( jedzenia pałeczkami wyklucza schabowego w całości). Siedzący wokół stołu dostają maleńkie talerzyki i z tych półmisków nakładają sobie po kawałku wszystkiego. Doprawiają i jedzą. Obracają ruchomą częścią stołu i znowu sobie dokładają. I tak prawie do rana. Jedzenie dla Chinczykow to sztuka. Spotykają się z przyjaciółmi i rodzinami i spędzają w pokojach całe godziny. Na jedzeniu i popijaniu herbaty, ewentualnie wina. Trzeba zamówić kaczkę ( wyśmienita w odpowiednim sosie), sprobówać mięsa węża ( w końcu w Polsce mamy węgorze i nikt nie wybrzydza), skosztować cykady ( chrupiące), stuletniego jaja ( nie ma tak naprawdę stu lat choć jest sine od kilkumiesiecznego leżenia pod ziemią). Co do mięsa psa – każda szanująca się restauracja je posiada- wybór należy do klienta. A resztę najlepiej powierzyć kelnerowi. On zas zastawi stół według chińskiej filozofii jedzenia:

Ogromną rolę odgrywa ryż - zboże jest podstawą każdego posiłku kuchni chińskiej od czasów dynastii Shang (1554-1045 p.n.e.). Przeciwieństwem ryżu jest cai (dosł. warzywa), czyli wszystko poza ryżem i mąką. Kontrast pomiędzy fan i cai jest zgodny z zasadami równowagi i harmonii opartymi na Yin i Yang, które odnoszą się do codziennego życia.
Większość warzyw i owoców to produkty Yin, najczęściej wilgotne i miękkie, o działaniu chłodzącym, odżywiające żeński pierwiastek natury człowieka.
Produkty Yang, smażone i pikantne, z czerwonym mięsem, rozgrzewają i odżywiają męską część natury. Każdy posiłek powinien tworzyć harmonię smaków, ale musi być także zachowana równowaga pomiędzy pokarmami o działaniu chłodzącym i rozgrzewającym. Fan zawsze miało większe znaczenie niż cai.

Poza tym należałoby zajrzeć do rozlicznych jadłodajni kuchni orientalnej ( chybił trafił) i wybrać z podanej karty to, na co trafi wzrok ( chińskie pismo nie pomaga w wyborze). Oczekiwanie na to, co przyniesie właściciel takiego baru dostarcza odpowiedniej ilości adrenaliny. Podnosi jej poziom także niejeden karaluch chodzący po ścianie , czy ogromna, surowa noga jakiegoś zwierza leżąca na stole obok i czekająca spokojnie, aż właściciel po obsłużeniu klienta powróci do jej rąbania wielkim tasakiem. Jedzenie - wyśmienite
I na koniec aby mieć pełen obraz tego, co je Chińczyk wypadałoby wybrać coś z oferty ulicznej. Najbardziej popularne są - szaszłyki mięsne i z cykad, gotowane kraby, wędzone mięso drobiu i ciasteczka ryżowe. Od tego jedzenia się nie umiera ( tak naprawdę od żadnego lokalnego jedzenia się nie umiera ) niemniej rodzaj mięsa oferowanego jako mielone jest zdecydowanie poniżej jakości unijnej. Na pewno nie do podrobienia są podawane w formie szaszłyka, upieczone cykady... z tym , że polski żołądek może nie strawić twardych skrzydeł. Bezpieczniej jest poprzestać na ryżowym ciastku , gotowanej kukurydzy bądź pieczonym ziemniaku.
Naprawdę niekulturalnie jest: nakładać sobie na talerz stosu jedzenia ( je się sporo , ale po troszkę). Nie jeść w ogóle ( no to już szczyt wszystkiego przyjść i niczego nie tknąć – właściciel restauracji gotów pomyśleć że coś jest nie tak i przelęknąć się nie na żarty) Nie rozmawiać przy stole ( konwersacja to podstawa). Spieszyć się ( wrzody!) . Wbijać pałeczek w miskę ryżu, bo to sprowadza nieszczęście na jedzącego ( wyglądem przypomina to bowiem czarę ofiarną dla zmarłych).
Nie dajmy się zwieść pozornemu niezwracaniu na nas uwagi. Chińczycy to lud nieprawdopodobnie taktowny i wrażliwy ( i to wbrew pozorom) . Nikt nam nie będzie zaglądał w zęby , ale najmniejsze zmarszczenie się nad garstką ryżu zostanie zauważone i natychmiast wyjaśnione.


Chiński Mur
Tydzień , dwa od biedy wystarczą na poznanie Pekinu. Oczywiście wiadomo, że aby poznać go od podszewki nie wystarczyłoby całego życia , ale najprawdopodobniej - poza fascynatami – obcokrajowiec już po parunastu dniach biegania od wczesnych godzin rannych po późne nocne bedzie miał dość. Aby trochę odetchnąć i zobaczyć coś naprawdę pięknego należy ruszyć na podbój Wielkiego Muru. Być tutaj i nie obejrzeć Chińskiego Muru to tak jak...wiadomo.

Wielki Mur Chiński mur obronny , o długości ok. 6350 km (uwzględniając tylko wiądącą nitkę ),chroniący Chiny przed najazdami ludów z Wielkiego Stepu. Pierwsze Odcinki muru zaczęły już powstawać około VI w p.n.e.,ale akcję budowania muru jako jednolitej struktury rozpoczął dopiero pierwszy cesarz Chin Quin Shi Huang Di w III w p.n.e.
Oblicza się, że w budowę muru zaangażowanych było aż 3,5 mln osób, czyli 70 % ludności ówczesnych Chin. Praca ponad siły zbierała straszliwe żniwo, przy pracach zmarło ponad 1 mln ludzi.
Mur chiński jest największą budowlą tego typu na świecie

Można pojechać na standardową wycieczkę do Badaling, pooglądać odnowiony mur , zjeść coś w jednej z rozlicznych restauracji i wrócić. Tłum ludzi i standardowość wszystkiego...
Można też spakować plecak, wziąć namiot, śpiwór i coś na ząb ( koniecznie też kuchenkę gazową) i podjechać na dworzec Dongzhimen. Stamtąd autobusem udać się do Hucirou ( 2 godziny drogi) . W Hocirou złapać jeden z rozlicznych minibusow i za znaleźć się 40 minut później w miejscu docelowym – Huanghua Chang Cheng – Fortecy Żółtego Kwiatu.
To pierwsze miejsce gdzie widać piękno krajobrazu Chin. Ta część muru to dobrze zachowany przykład fortyfikacji z wałami obronnymi i wieżami. Mur budował możnowładca Cai bardzo dbajacy o jakość wykonania ( każdy cal budował jeden robotnik, a miał na to cały dzien). Odcinki muru ciagną się tu z dala od zatłoczonych ośrodków turystycznych , sprzedawców tandety , parkingow i śmieci. W dole leży ogromne jezioro gdzie można się wykąpać , byle szybko i niehałaśliwie Są też maleńkie wioski do których trzeba pójść, pooglądać, pozaglądać, zobaczyć osła prowadzonego przez wieśniaka, pole ryżowe, wiejska chatę i jej obejście. A popołudniem ruszyć szlekiem na Wielki Mur. Niewielka opłata za wejście , a potem wspinaczka. Jak w Tatrach. Ciężka, fascynująca , w terenie nieprawdopodobnie dzikim. Nocleg na murze jest możliwy. Byle rozbić namiot już po zmroku , a zwinąć się przed świtem (rano chodzą tu patrole) . Także dobrym pomysłem na spędzenie nocy jest ulokowanie się w jednej z wież. . To dopiero jest przeżycie. Co jakiś czas wypada zejść ze szlaku do wybudowanego w dole schronu z napojami i pilnującym wszystkiego wieśniakiem. Opowieść o człowieku , który w czasie wędrówki murem zmarł z głodu jest legendą, niemniej w każdej legendzie jak wiadomo jest ziarno prawdy. Tutaj to ziarno potwierdza częstotliwość miejsc, w których w ogóle można zejść z muru – raz na dwa trzy dni ciągłej wędrowki. Dlatego należy potraktować to zwiedzanie muru jak wyprawę w góry – mieć w co się ubrać, co jeść i pić i przede wszystkim mapę. Na mapie zanaczone są miejsca zejść do wiosek przez które przejeżdżają minibusy lub autobusy w drodze do Pekinu. Warto po drodze kupić w jednym z gospodarstw arbuza i zjeść go w przydrożnym rowie popatrując sobie na pole kukurydzy , biegające , gołe dzieciaki lub rozgadanych mieszkańców siedzących na jakiejś ławeczce. Charakterystycznym widokiem dla każdej wsi na świecie jest stadko bawiących się dzieci. Wieś chińska to stadko bawiących się chłopców. Dziewczynek tu jak na lekarstwo. Współczesne prawo zakazujące posiadania drugiego potomka, kłóci się z tradycją mówiącą , że dziewczyna wychodząc za mąż jest zwalniana z obowiązku opieki nad własnymi rodzicami na rzecz teściów. Czyli rodzice dziewczynki nie są na starość zabezpieczeni. Dlatego starają się o chłopca, który według tradycji powinien opiekować się rodzicami aż do śmierci. Desperaci, którzy postaraliby się o drugiego, męskiego potomka nie zyskają wiele gdyż takie dziecko rodząc się bezprawnie nie otrzymuje żadnych praw obywatelskich – prawa do nauki, prawa do leczenia, prawa do pracy itd. Stąd na chińskiej wsi tylu małych ,dokazujących chłopców.
Wieś rządzi się swoimi prawami. Gdyby udało się zbliżyć do jej mieszkańców – będzie to sympatyczna , ciepła znajomość oraz skorzystanie z otwartej gościnności ludzi...nie należy nadużywać tej gościnnosci.Gospodarze podzielą się czym moga i oddadzą co mają najlepszego , ale mają niestety niewiele i warto to mieć na uwadze pochłaniając kolejną kukurydzę czy ogórka.
Spędzając czas z nowo poznanymi mieszkańcami wsi chńskiej można się wiele dowiedzieć o zwyczajach, których przestrzegają , ale już nie pamiętają dlaczego. Np. że niedobrze jest dawać komuś w prezencie zegar czy parasolkę , że imiona kobiece to zwykle takie oznaczające piękno (przyrody), a męskie – siłę, że lokalna wódka najlepiej smakuje w bambusowych kieliszkach .Że Chińczykowi na powitanie nie podaje się ręki , ale przyklęka na jedno kolano, opuszcza prawicę i dotyka nią ziemi robiąc coś w rodzaju niskiego dygu. I na przykład , że gdy gospodarz przynosi gościom herbatę trzeba wstać i podziekować.Natychmiast.Taki zwyczaj.
Chińczycy zwracają się po imieniu tylko do przyjaciół. Bliskich przyjaciół
Powrót do Pekinu po kilku dniach takiego spokoju i harmonijnego współżycia z przyrodą - poraża...

Powrót
O swoich wrażeniach z podróży dobrze jest opowiedzieć po jakimś czasie. Zetknięcie się z tak ogromną ilością wrażeń wymaga dystansu. Wtedy dopiero można odpowiedzieć sobie na pytanie czy była to pierwsza z kolejnych wycieczek w tamte tereny czy też ostatni raz. Chiny można kochać lub nienawidzieć – nie da się ich lekceważyć

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Dzasidala
dagmara babiarz
zwiedziła 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 7 wpisów7 7 komentarzy7 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
23.08.2010 - 23.08.2010
 
 
18.12.2007 - 18.12.2007
 
 
18.12.2007 - 18.12.2007